niedziela, 17 września 2017

Transformers: The Last Knight

W Transformers Generation 1 był odcinek pod tytułem A Decepticon Raider in King Arthur's Court. Jego historia była prosta, jak konstrukcja cepa: Autoboty i Decepticony w trakcie jednej z potyczek są rzucone przez portal do Anglii, do czasów króla Artura. Tam kontynuują walkę, wspierając odpowiednie frakcje, po czym wracają do teraźniejszości, gdzie… dalej się tłuką. Odwróćcie teraz motyw z transformerami (te z przeszłości pojawiają się w teraźniejszości), dodajcie do tego konceptu teorie spiskowe rodem z najsłabszych książek Dana Browna, motyw wybrańca, nadchodzącą inwazję oraz podniecanie się wojskiem, jak w folderze rekrutacyjnym. Tak najkrócej mógłbym opisać bałagan zwany Transformers: The Last Knight.

Myślałem, że Age of Extinction był nudny. Okazało się, że TLK bije go w tej kwestii na łeb. Jakimś cudem w dwu i pół godzinnym seansie udało się zawrzeć jeszcze mniej transformerów, mniej demolki (o dziwo) i jeszcze mniej sensu. Jakby tego było mało, przez całe oglądanie towarzyszy uczucie, że TLK to zlepek (co najmniej) dwóch różnych filmów z dorzuconymi na siłę robotami. Żadna z warstw fabularnych nie działa, absurd goni absurd (Megatron negocjujący z ludźmi wypuszczenie swoich kamratów), a po dotarciu do napisów końcowych pozostaje tylko pytanie: Po kiego grzyba ja to w ogóle oglądałem?

Transfomers: The Last Knight to film tak nudny, że nawet fanom którejkolwiek z poprzednich części nie jestem w stanie go polecić. Moja ocena: 1.

3 komentarze:

  1. Interesujący zbieg okoliczności, zacząłem oglądać film w sobotę, ale nie dałem rady (głownie ze zmęczenia) i kontynuowałem w niedzielę, w która ty wypuściłeś recenzję.
    Nie dałbym 1, ale film rzeczywiście słaby, chamsko ukazujący, iż będzie jeszcze z 3-4 części (przynajmniej 2, nie da rady ukończyć story ark w 1, ale mogą spróbować). Nawet Mark Wahlberg, którego bardzo cenię, nie dał rady uratować filmu. Shia LaBeouf chyba totalnie odciął się od franczyzy, gdyż nawet jego cameo (czy to można w ogóle nazwać cameo?) było totalnie z czapy. Jedyny intersujący twist plot: główny zły może wcale nie jest taki zły? Aha, film odrobinę ratuje Anthony Hopkins, świetny jak zawsze. 1,5-2 na 5

    OdpowiedzUsuń
  2. Obejrzałem. Zmusiłem się. Tragedia. To jest k***a tragedia.

    OdpowiedzUsuń