niedziela, 7 listopada 2010

Szybcy się wściekli

O samochodach wiem niewiele, ale to nie przeszkadza mi cieszyć się takimi  filmami, jak seria o Szybkich i wściekłych. Nie jest to wymagające kino, ale sprawdza się jako pretekst do wżerania nieprzyzwoitych ilości popcornu i zapijania go colą.


The Fast and the Furious


Ładne zabawki, wielcy twardziele, głośna muzyka i skąpo odziane dziewczyny. A, no i jeszcze jakaś tam fabuła o złodziejach atakujących ciężarówki na trasie oraz kolesiu, który próbuje ich złapać.

Niektóre z postaci da się lubić, aktorstwo jest w porządku (i tak, mówię to z pełną świadomością nawet o Vinie Dieslu, który gra prawie zawsze tak samo, a także o Michelle Rodriguez, która gra najczęściej wkurwioną czymś laskę), wyścigi są efekciarskie, zaś całości dopełnia odpowiednia muzyka.

Przyznam się, że to kompletnie nie moje klimaty, zwłaszcza muzycznie, ale całość jest tak lekka, łatwa i przyjemna, że nie mogłem sobie odpuścić. Gdybym miał to określić po swojemu, to powiedziałbym, że ilość kiczu jest w sam raz i dlatego mi się ten film podobał. Poza tym tam gra Vin Diesel, którego nie da się nie lubić. Polecam miłośnikom ścigałek oraz zwolennikom lekkiego kina akcji.


2 Fast 2 Furious


Pierwsza część okazała się kinowym przebojem, więc sequel był kwestią czasu. Szkoda tylko, że to chyba jeden z najgorszych sequeli, jakie widziałem. Fabuła jest tak naciągana, że aż dziw, że nie pękła; ze starych postaci zostały tylko dwie, a całość zwyczajnie męczy. Miałem też takie wrażenie, że o ile jedynka siliła się na realizm, o tyle dwójka została tak odpicowana, że gdyby powąchać ichnie spaliny, to pachniałyby najnowszymi perfumami.

Owszem, można obejrzeć to dla sekwencji, w trakcie których główne role grają samochody, ale zdecydowanie nie warto do 2F2F później wracać.




The Fast and the Furious: Tokyo Drift


Ok, mówcie, co chcecie o tym filmie – ja go uwielbiam (2gi po jedynce dobry film w tej serii). Przede wszystkim za to, że zmieniono miejsce wydarzeń z USA na Japonię. Dzięki temu film ma pewien egzotyczny powiew, zwłaszcza że nie oszczędzano na zdjęciach pokazujących codzienność Kraju Kwitnącej Wiśni. Nie mówię, że są one jakieś uber realne, ale miło się je ogląda.

Z postaci większość da się polubić, chyba tylko poza głównym bohaterem, który jest zwykłym cwaniakowatym dupkiem (w sumie nasz antagonista jest jego azjatyckim odbiciem). Wyścigi/pościgi są dużo ciekawsze niż w poprzedniku, a muzyka odrobinę bardziej zróżnicowana. Na deser: Vin Diesel w cameo.



Fast & Furious


Nie tak tragiczny jak dwójka, ale zdecydowanie słabszy od dwóch pozostałych. Przyczepię się do tytułu, który jest idiotyzmem samym w sobie, bo nijak nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z kontynuacją (zabrano tylko ‘the’ z oryginalnego tytułu), prędzej z remake’iem, co przy tak krótkim okresie trwania serii byłoby dziwne. Jako ciekawostkę należy dodać, iż jego akcja ma miejsce między 2F2F, a Tokyo Drift. Sama opowieść jest cienka, bieg wydarzeń wymuszony przez kretyńską śmierć jednej z postaci (potem pojawiły się plotki, że skoro nie było ciała, to nie jest to definitywne, ech...), natomiast reszta jest taka sobie. I tym razem mam na myśli dokładnie całą resztę. Sekwencje samochodowe nie sprawiają frajdy, choć i tak są najmocniejszą stroną filmu. Vina też zbyt dużo nie będzie, ale tyle dobrego, że chociaż gra główną rolę. To jest właśnie główny problem z tym filmem – każdy z jego elementów jest niedociągnięty, niedopracowany. Można obejrzeć, ale na objawienie nie ma co się nastawiać.


W drodze jest też kolejny film – Fast Five, który ma zawierać kombinację obsady wszystkich poprzednich (Vin Diesel, Paul Walker, Jordana Brewster, Sung Kang i Tyrese Gibson + aktorzy poboczni) z dodatkiem Dwayne’a ‘The Rock’ Johnsona. Pozostaje trzymać kciuki, za realizację i oby wyszło lepiej niż ostania odsłona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz