Gdy następnym razem najdzie mnie ochota na nieco ambitniejsze kino, albo film który z natury ma dołującą atmosferę, niech mnie ktoś czymś w łeb uderzy i wybije takie pomysły. Już przy Rocky Balboa (albo Rocky VI, jak kto woli) miałem chandrę, bo był to dla mnie film w dużej mierze o przemijaniu. A jeśli teraz dorzucimy naturalistyczną oprawę oraz bardziej prawdopodobny bieg wydarzeń, otrzymamy Zapaśnika.
Film przedstawia historię zawodowego wrestlera – Robina Ramzinskiego. W latach 80tych był gwiazdą, miał wszystko, a na rzecz kariery odstawił przyjaciół oraz rodzinę na dalszy plan. 20 lat później żyje z odcinania kuponów od swojej sławy oraz pracy w spożywczaku. Gdy po jednym z pojedynków dostaje zawału serca, diagnoza jest prosta: koniec z walkami. Niestety Randy (scenowe imię bohatera) zna się tylko na tym i nie potrafi odnaleźć się w otaczającej go rzeczywistości. Próby odnowienia kontaktu z córką nie idą za dobrze, propozycja związku pewnej striptizerce też nie osiąga zamierzonego efektu, a zwykli klienci sklepu to bardzo często irytujące trutnie. Pozostali ludzie z otoczenia są mili, dopóki znajomość nie jest zobowiązująca (a przynajmniej ja takie wrażenie odniosłem). Jakby kłopotów było mało, to jeszcze pieniędzy ciągle brak i zamiast w wynajmowanej przyczepie Randy ‘The Ram’ Robinson jest zmuszony do spania w samochodzie.
Jak już napisałem na początku – film ma dołującą atmosferę. Co nie zmienia faktu, że jest dobry. Mickey Rourke doskonale odegrał swoją rolę. Może to być zasługą tego, że przypomina ona nieco jego własną karierę. Na szczęście Mickey w przeciwieństwie do granej postaci potrafił się odbić od dna. Ciężko nie odnieść wrażenia, że w trakcie seansu autorzy filmu wręcz szukają sposobu na jaki jeszcze życie mogłoby skopać naszego wrestlera. Zapaśnik podobał mi się jako całość, jednak jego atmosfera mnie nieco przytłoczyła i stąd daję tylko 5- zamiast pełnej oceny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz