Zagłębiając się w historię wydawnictwa Marvel można trafić na różne ciekawostki dotyczące korzeni poszczególnych serii. Był taki moment w istnieniu wydawnictwa, kiedy to Stan i spółka zastanawiali się, w jaki jeszcze sposób stworzyć nowych super bohaterów. W końcu ilu z nich może zostać ugryzionym przez radioaktywne zwierzę, lub uczestniczyć w wypadku związanym z promieniowaniem gamma? Pomysł okazał się banalny w założeniach i złożony we wprowadzaniu tychże w życie – mutacje. Dzięki temu po dziś dzień tworzy się całe armie różnych super bohaterów.
Swoją przygodę z mutantami Marvela zacząłem poprzez komiksy z serii The Uncanny X-Men wydawane w Polsce przez TM-Semic. Niestety plan wydawniczy był dziurawy i gdyby nie uzupełnienia w fabule dodawane we wstępie, czy na końcu komiksu, to ciężko byłoby śledzić ciągłość uniwersum (zwłaszcza że od czasu do czasu pojawiały się pojedyncze historie z wersji 2099, po czym wracano do Uncanny). Pomimo iż kreskówka powstała gdzieś w 1992, ja usłyszałem o niej dopiero w liceum (7 lat później), a obejrzałem teraz.
Marvel ma to do siebie, że od każdego bohatera/grupy tworzy dziesiątki spin-offów (osobne serie dla poszczególnych bohaterów lub grup, np. X-Factor), wersji alternatywnych/pobocznych dla tej samej postaci/grupy, czy rebootów (całe uniwersum w wersji Ultimate). Jednak adaptacje animowane skupiają się przede wszystkim na 1 wersji, więc jeśli The Uncanny X-Men nie należy do waszych ulubionych serii komiksów, to w tym serialu możecie czuć się cokolwiek nieswojo, bo X-Men: The Animated Series jest niczym innym, jak przeniesieniem tejże na mały ekran (oczywiście nie całej, bo te komiksy sięgają roku 1963, a serial obejmuje jedynie ich fragment z lat ’90 i okolic).
Co do samych wrażeń to są jak najbardziej pozytywne. Wszystkie najważniejsze aspekty fabularne zostały przeniesione na ekran. Mamy więc motyw przewodni, jakim jest walka z rasizmem oraz motywy poboczne, które pomimo udziału istot z nadnaturalnymi mocami są chlebem powszednim naszego społeczeństwa i/lub jego przeszłości: problemy z akceptacją, dorastanie, miłość (z małżeństwami i rozwodami włącznie), holokaust, AIDS, walka o przetrwanie, bieda, etyka badań naukowych, czy wojna. Postacie odwzorowano zgodnie z designem, jakiego używano w tym okresie. Najciekawszą rzeczą są jednak głosy naszych bohaterów. Ileż to razy człowiek zastanawiał się, jak brzmiałaby dana osoba, gdyby mogła przemówić. Muszę przyznać, że serial pod tym względem jest po prostu świetny. Każda z głównych postaci ma charakterystyczny i naprawdę rewelacyjnie dobrany głos. Muzycznie wyróżnia się przede wszystkim opening, który ma cechę typową dla kreskówek z lat 80 i 90 – miażdży.
Do wad serialu zaliczę animację, która wyraźnie się zestarzała. Ruchy postaci bardzo często wydają się powolne i jakby wymuszone. Drażnić może też zakończenie serialu, które zaserwowano w piątym sezonie. Niby jest ono otwarte i o niczym nie przesądza, ale pozostawia niedosyt, zwłaszcza u osób, które znają historię, jaka miała miejsce po tym wydarzeniu.
Koniec końców serial należy zaliczyć do udanych. Jego następca będący rebootem przygotowanym z myślą o nowym pokoleniu, X-Men: Evolution już takiej furory nie zrobił (a przynajmniej takie odniosłem wrażenie po lekturze komentarzy na Youtube). Jak napisałem wyżej, The Animated Series spodoba się przede wszystkim fanom The Uncanny X-Men, ale nie oznacza to, że fani reszty franchise’u (z filmami kinowymi włącznie) powinni sobie darować. Ode mnie 4+ w skali szkolnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz