W trakcie swojej poprzedniej przygody bohaterowie zaleźli za skórę goblinom. A że te ostatnie to wredne kreatury, postanowiły się zemścić. W momencie gdy protagoniści relaksują się w karczmie, miasto zostaje zaatakowane. Gobliny powróciły i mają plan! Od tej pory gra jest (ponownie) nasza.
Goblin Menace już w zapowiedziach robiło wrażenie. W przeciwieństwie do znienawidzonej przez graczy maniery, wg której DLC może zawierać jakąś jedną mapę, czy do bólu wyśmiewaną zbroję dla konia, to rozszerzenie zwiększa objętość wersji podstawowej praktycznie o połowę. Trine 2 zawierało 13 poziomów, dodatek ma ich 6. Na tym jednak nie koniec wydłużania czasu rozgrywki. DLC jest odczuwalnie trudniejsze od wersji podstawowej. I to nie na zasadzie: więcej wrogów, większy łomot, mniej apteczek. Same poziomy wymagają od gracza więcej kombinowania. W tej kwestii pojawia się pewien drobny zgrzyt. Jeśli w wersji podstawowej nie staraliście się znaleźć jak największej liczby punktów doświadczenia, tylko przebiegaliście, by jak najszybciej zobaczyć zakończenie, GM może dać wam w kość. Wiele sytuacji da się rozwiązać na kilka sposobów, jednak bez konkretnych umiejętności (w których pojawił się nowy – czwarty poziom, zawierający takie ciekawe triki jak strzała spowalniająca grawitację, czy tarcza pozwalająca na szybowanie) można nie zmieścić się w ramy czasowe stosowane w czekających nas wyzwaniach. Nie postrzegam tego jako wadę, gdyż trzeba pamiętać, że posiadane punkty można resetować do woli przed każdą zagadką.
Fabuła, choć przewidywalna i trochę naciągana, stanowi doskonały pretekst, by rzucić naszą trójcę w miejsca, których nie widzieliśmy w poprzednich odsłonach. Mamy więc oblegane miasto, pustynię z grobowcami i ich lokatorami, wnętrzności jednego z potworów (to chyba jedna z bardziej obrazowych wizji tego rodzaju, więc jeśli ktoś zakończył swoją znajomość z takowymi na etapie Pinokia w wersji Disneya, do GM lepiej niech nie podchodzi), czy latające wyspy. Nie wiem, czy jest to jeszcze możliwe, ale oprawa nowych lokacji zdaje się być jeszcze bardziej dopieszczona. Tu już nawet nie ma mowy o zachwycie, te widoki chce się wręcz chłonąć. Wzrosła też (ponownie) liczba elementów, jakie możemy wykorzystać w trakcie rozgrywki, co także wiąże się ze wspomnianym już poziomem trudności. Najbardziej widoczne jest to właśnie we wnętrznościach owego potwora – tam dosłownie wszystko się rusza, przez co ingerencja w jakiś pęcherz pod nami może spowodować, że zatrzęsie się cały odcinek mięśni. Fizyka tego miejsca przypomina mocno rozbudowane World of Goo i robi naprawdę duże wrażenie.
Jeżeli komuś Trine 2 sprawiał problemy, nad Goblin Menace powinien się zastanowić. Natomiast fani przygód trójcy powinni kupować ten dodatek w ciemno. Jest wart każdego zainwestowanego grosza i zapewnia rozrywkę tak dobrą, jak protoplasta. Moja ocena: 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz