sobota, 23 lutego 2013

Crusader: No Remorse

W niedalekiej przyszłości rządy sprawuje World Economic Consortium (w skrócie WEC), będące w zasadzie mega korporacją trzymającą za pysk wszystko i wszystkich. Naturalnie w takiej sytuacji zawsze znajdą się tacy, którzy mają dość tyranii i organizują się w ruch oporu. Nam przyjdzie wcielić się w żołnierza należącego do jednostki Silencers zajmującej się wykonywaniem brudnej roboty dla WEC. W trakcie powrotu z jednej z misji nasz oddział wpada w zasadzkę i wszystko wskazuje na to, iż staliśmy się niewygodni dla korporacji. Po udanej ucieczce nasz bezimienny Silencer kontaktuje się ze wspomnianym ruchem oporu. Od tej pory na ich usługach będziemy bruździć korporacyjnym hienom, ile się da.

Tak pokrótce przedstawia się fabuła i realia świata, w jakim przyjdzie nam działać. Przez większość czasu podążamy schematem: wracamy z misji do kryjówki rebeliantów (możemy posłuchać, co mają do powiedzenia towarzysze broni, jaką propagandę sieje WEC, zaopatrzyć się w przydatne zabawki, sprawdzić swoje statystyki/pocztę, zregenerować zdrowie oraz energię pancerza), wysłuchujemy odprawy przed kolejną misją, wskakujemy z powrotem na teleport i do boju. Misji jest w sumie 15 i są one dość zróżnicowane. Wachlarz oferowanych zadań zawiera wysadzanie strategicznych obiektów, kradzież informacji, odbijanie zakładników, czy porwanie ważnej osobistości w celu przesłuchania.

Tereny misji są naprawdę duże i zróżnicowane. Od kompleksów przemysłowych, przez biurowce, po bazy wojskowe i laboratoria. Ich projekty są naprawdę drobiazgowe, tak pod względem rozmieszczenia pomieszczeń i poziomów, jak i liczby obiektów w otoczeniu. Najmniejsze z nich mają wielkość kilku pikseli, ale są na tyle charakterystyczne, że nie ma wątpliwości, czym są. Jeśli nie jesteście przyzwyczajeni do szukania takich drobiazgów, możecie mieć problemy tu i ówdzie, gdyż najmniejsze czujniki uruchamiające alarm są nie dość, że małe, to najczęściej wrzucone w takich miejscach, że człowiek orientuje się, iż wlazł na jakiś w momencie pierwszego wycia alarmu. Najważniejszą cechą tego pikselowego przepychu jest to, że jego większość można puścić z dymem! Tak więc drżyjcie kamery, czujniki, generatory tarcz, działka oraz przeszklone przejścia!

Szeregi przeciwników składają się przede wszystkim z ochroniarzy oraz żołnierzy. Im dalej w grę, tym lepszą bronią dysponują. Miejscami ludzie są wspomagani przez różnego rodzaju mechy oraz stacjonarne wieżyczki w kilku odmianach. Między nimi pałętają się niekiedy cywile: pracownicy biur, politycy, technicy, naukowcy, robotnicy. Przyznam się, że nie oszczędzałem nikogo. Powody ku temu są dwa: niektórzy w pierwszej kolejności biegną uruchomić alarm, a to jest zawsze nie na rękę; każdy z nich nosi gotówkę, która przyda się na zakupy u handlarza w kryjówce rebeliantów.

Do naszej dyspozycji oddano sporo rodzajów broni na zwykłe pociski, energetyczne, bądź rakiety. Całość uzupełniono gadżetami pokroju ładunków wybuchowych, min, droidów-bomb (którymi można sterować – idealne do wysadzania wrogich urządzeń znajdujących się za rogiem).

Crusader pojawił się na rynku w momencie (1995 r.), gdy branża zachłystywała się nowinką techniczną, jaką były wtedy płyty CD-Rom. Na całe szczęście tutaj sprowadza się to tylko do dużej ilości filmików z aktorami, które mają posmak taniego i tandetnego kina s-f z lat '80. Ma to swój urok, choć niewątpliwie nie każdemu przypadnie do gustu, a już na pewno nie osobom, które zorientują się, że ¾ tych filmów (wspomniana wyżej propaganda oraz „dialogi” z rebeliantami) jest opcjonalne (zaś pozostałe i tak można pominąć escapem). Muzycznie gra nie zestarzała się ani odrobinę. Jakość dźwięku miejscami szwankuje, ale sam klimat utworów nadal doskonale wpasowuje się w akcję i zachęca do działania.

Niestety nie jest to produkcja pozbawiona wad. Pierwszą jest animacja – uboga w liczbę klatek i niekiedy strasznie sztywna. Widać to przede wszystkim w sytuacjach, gdy coś/ktoś spada – program ma wtedy tendencję do dziwnego przemieszczania spadającego obiektu, jakby nie wiedział, jak ma się zachować. Drugą wadą jest brak precyzji w sterowaniu – dopóki trzeba chodzić/biegać – jest w porządku. W momencie gdy natkniemy się na fragmenty związane ze skakaniem, czasem ciężko określić, czy stoimy przy samej krawędzi, czy o krok od niej. Ma to niebagatelne znaczenie, gdyż w tej drugiej sytuacji najpewniej spapramy skok. Ponadto skoki z ruchomych platform/taśmociągów bywają problematyczne. Trzecią i chyba najważniejszą wadą jest system celowania. Niby ten celownik wskazuje kierunek strzału, ale bywa, że pociski trafiały dokładnie dookoła wskazanego celu, co w chwilach szybkiego reagowanie niepotrzebnie frustruje i utrudnia grę. Zdarzało się, że to rozwiązanie drażniło mnie do tego stopnia, iż wyciągałem rakietnicę i za jej pomocą rozprawiałem się z kamerami.

Mimo tego nie jestem w stanie długo się dąsać na tę grę. Crusader jest jednym z najmilej wspominanych przeze mnie tytułów z okresu szkoły podstawowej (a przy okazji jedną z pierwszych gier kupionych na płycie CD). Polecam go każdemu wielbicielowi strzelanek w klimatach s-f. Nawet jak na swoje czasy nie był on typowym przedstawicielem gatunku, co daje dodatkowy pretekst, by się z nim zapoznać. Moja ocena: 4+.

P.S. Gra jest dostępna w serwisie gog.com.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz