wtorek, 13 sierpnia 2013

The Incredible Adventures of Van Helsing

W tym miejscu z reguły opisuję fabułę, ale że w samej grze nie ma jej za wiele, to krótko: Van Helsing dostaje zlecenie; już w trakcie podróży szlag wszystko trafia, a po dotarciu na miejsce sytuacja wygląda jeszcze gorzej.

Tytułowy Van Helsing jest, jak tradycja nakazuje, łowcą potworów. Tradycja, gdyż nasz bohater nie jest osobnikiem, który zabił Draculę, tylko jego potomkiem. Towarzyszy mu Lady Katarina – duch związany obietnicą służenia rodowi.

Zacznijmy od tego, że jak na tak „małą” grę autorom udało się zawrzeć w niej w cholerę mechaniki. Nasz bohater poza standardowymi czterema cechami, między które będziemy rozdzielać ability points, dysponuje trzema panelami z umiejętnościami wszelkiego rodzaju. Dwa pierwsze są podzielone wg rodzaju broni: broń biała i broń palna. Obydwa uzupełnione są umiejętnościami pasywnymi oraz magią. Trzeci panel zawiera aury (których uczymy się u nauczycieli, a potem rozwijamy punktami) oraz umiejętności niezwiązane z bronią (może to być leczenie się, szybsze poruszanie itp.). Na panele dostajemy 3 skill points co poziom (maksymalny poziom postaci to 30). Dowcip polega na tym, że im bardziej zaawansowana umiejętność, tym więcej punktów kosztuje jej kolejny poziom. Do tego większość umiejętności z paneli 1 i 2 zawiera jeszcze pasywną premię (kupowaną osobno za wiadome punkty) oraz 3 rozwinięcia (również kupowane osobno), które można łączyć w kombinacje. PONADTO im więcej punktów w panelach 1 i 2, tym więcej dodatkowych premii pasywnych związanych z danym stylem gry.

Oprócz punktów życia i many nasz łowca dysponuje także gniewem (rage). Ten wskaźnik napełnia się w trakcie zabijania kolejnych wrogów. Jego zastosowaniem są wspomniane wyżej kombinacje. Przykładowo: standardowy atak zadaje ileś tam obrażeń, ale posiada także 3 rozwinięcia modyfikujące jedno użycie tej umiejętności. W przypadku broni palnej może to być np. spowolnienie przeciwnika, albo uszkodzenie obszarowe. W okienku z kombinacją ustalamy, ile dane rozszerzenie zużywa gniewu (są 3 stopnie, im więcej przypiszemy, tym potężniejszy efekt). Trzeba dodać, że jeśli w kombinacji umieścimy rozszerzenia dwóch różnych umiejętności (z lewego i prawego przycisku myszy), wszystkie zostaną użyte w tym samym momencie. Po ułożeniu kombinacji wystarczy nacisnąć (domyślnie) spację – odpowiednia ilość gniewu jest przenoszona do kombinacji, natomiast następny atak po tej operacji będzie zmodyfikowany o ułożone combo.

Ale to nadal nie jest wszystko. W zależności od tego jak gramy (z jakiej broni strzelamy, ile skrzyń złupimy itd.), naszej postaci odblokowują się perki (choć podejrzewam, że lwia ich część wpadnie niezależnie od naszych wyborów). Oprócz doświadczenia zdobywamy także punkty sławy (podobnie jak w Torchlight 1-2). Poziomów sławy jest dziesięć, a każdy z nich pozwala na nauczenie się jednego z odblokowanych perków. Niektóre z nich zapewniają dodatkowe punkty do umiejętności, inne zwiększają różnego rodzaju premie.

Nasza towarzyszka – Lady Katarina – również będzie zdobywać doświadczenie i rozwijać swoje możliwości. Na podstawowe atrybuty dostaniemy 3 punkty, na drzewko umiejętności po 2 co poziom. Tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt. Otóż w zależności od tego, czy gramy w grę podstawową, czy z DLC: Blue Blood, karta Katariny wygląda nieco inaczej. Wariant podstawowy to jedno drzewko umiejętności i 20 poziomów do zdobycia. Wariant z DLC to dwa drzewka i 5 dodatkowych poziomów. Różnice między drzewkami wyglądają następująco: podstawowe to wszelkiego rodzaju pasywne permie dla Van Helsinga. Fajna sprawa, jeśli to my gramy pierwsze skrzypce, a duch robi nam za wsparcie. Dopiero umiejętności z dodatku pozwalają nam więcej kombinacji z nią.

Sam mechanizm towarzysza jest wypadkową pomiędzy przydatnością zwierzaka z Torchlightów (ganianie z lub po zakupy, dodatkowy plecak i określenie, co ma zbierać za nas), walczącego wsparcia z Diablo 3 (określenie zachowania oraz broni) oraz pyskowania (komentarze zwyczajnie wymiatają) w wykonaniu Luny z Legend: Hand of God. Krótko mówiąc: nie da się jej nie lubić. Jedyną rzeczą, o jakiej trzeba pamiętać przy rozwijaniu postaci, to że zmiana specjalizacji na samym początku jest strasznie droga. Cofnięcie jednego punktu u Van Helsinga (lub wszystkich u Katariny) to koszt rzędu 1000 sztuk złota. W trzecim akcie nie robi to wielkiej różnicy (na koniec gry miałem praktycznie milion), ale dobrze mieć to na uwadze podczas planowania rozwoju postaci.

Kolejnym elementem mechaniki jest modyfikowanie przedmiotów. Przedmioty o jednakowej rzadkości można łączyć (potrzebne są trzy), by stworzyć inny przedmiot o tej samej rzadkości (na początku wynik jest losowy, potem dodając czwarty przedmiot można określić, co ma wyjść, a piątym przedmiotem określamy, ile statystyk ma zawierać). Niektóre z nich zawierają sloty na esencje, będące odpowiednikiem kamieni/run z innych gier. Same esencje również można łączyć, zwiększać ich moc oraz bezproblemowo usuwać z przedmiotów.

Na sam koniec wspomnę o kryjówce, którą będziemy zarządzać od drugiego aktu. No dobra, zarządzanie to określenie trochę na wyrost. Możemy sprowadzić do niej kilku specjalistów, możemy rozbudować jego generator, możemy także wynajdować tam ulepszenia oraz pułapki. Ulepszenia związane są z działaniem niektórych funkcji kryjówki, a pułapki będą potrzebne do minigry, której celem jest obrona miejsca przed kolejnymi falami wrogów.

Klimat gry przypomina trochę filmowego Van Helsinga z Hugh Jackmanem, czyli gothic-noir wymieszany ze steampunkiem i wygląda tak samo tanio. Nie jest to pierwsza liga, jeśli chodzi o grafikę (modele są koślawe, a animacje wyglądają trochę pokracznie), ale nie jest źle. Najgorszy jest w tym wszystkim kursor, który jest za jasny na niektóre lokacje. Muzyka również w jakiś sposób kojarzy się ze wspomnianym filmem oraz współczesnymi adaptacjami (mam tu na myśli tak serial, jak i filmy) Sherlocka Holmesa. Aktorsko jest ok, ale bez oscarowych kreacji. Odwiedzane przez nas miejsca idealnie wpasowują się w tworzony klimat, choć szkoda, że jest ich mało (co doprowadza do sytuacji, gdzie niektóre są wykorzystywane dwukrotnie do uzupełnienia opowieści). Dialogi i teksty wypełnione są nawiązaniami do historii i popkultury. Z tymże są to na tyle subtelne smaczki, że nie wytrącają z klimatu (ot, np. komentarz Katariny odnośnie posiłków z dowozem do domu: to się nigdy nie przyjmie).

Pora trochę ponarzekać. Po osiągnięciu trzydziestego poziomu, jeśli chcemy mieć lepszy sprzęt, trzeba wałkować scenariusze. Powody są dwa: wyczyszczone lokacje pozostają takie, a lepszy ekwipunek może się przydać w kontynuacji. Tutaj kolejny zgrzyt. Co prawda twórcy nie ukrywali, że planowali wydać kilka gier składających się na większą całość, ale nie każdy lubi kupować historię w kawałkach. Nie każdemu spodoba się dość łatwa rozgrywka. Van Helsing jest naprawdę casualowy, choć może wygląda inaczej przez rzucane hordy potworów (serio hordy, w ciągu dwóch godzin można szybko zdobyć osiągnięcie na ubicie 500 maszkar, nie starając się za bardzo). Do tego dochodzą losowe spowolnienia i zacinki, a jakość wykonania oraz ilość zawartości nie do końca usprawiedliwia rozmiar gry (około 20GB).

Ja sam jestem w stanie przymknąć oko na te niedoróbki, ostatecznie spędziłem przyjemnie w grze około 23 godzin. Moja ocena: 4-. Osoby mniej wyrozumiałe mogą obniżyć ją do 3. Natomiast jeśli to cena was odpycha (lekko ponad 40 zł), to zawsze możecie poczekać do promocji, gdyż Van Helsing bardzo często w nich ląduje i kosztuje połowę tego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz