T.K. Baha’s Bloody Harvest
Pierwszy Headhunter, utrzymany w klimatach Halloween. Wpadamy na obszar, którym „opiekuje się” zombie T.K. Baha, dla którego najpierw ubijemy bossa, a potem przyniesiemy ulubione „cukierki”.
Małe to to, ale treściwe. Zadania skutecznie przeganiają nas po całej lokacji, przeciwnicy stanowią wariacje na temat znanych już potworów. Jednak tutaj szkielety nie są tak upierdliwe, jak to miało miejsce w Tiny Tina’s Assault on Dragon Keep. Oprócz podstawowego bossa jest drugi, ukryty. Lokacja jest niezwykle klimaciarska, w pewnym sensie piękna (zakładając, że ktoś lubi halloweenowe klimaty) i wypełniona smaczkami. W zasadzie nie ma się do czego przyczepić, tylko brać i grać. Moja ocena: 4+.
The Horrible Hunger of the Ravenous Wattle Gobbler
Headhunter numer dwa. Tym razem motywem przewodnim jest Święto Dziękczynienia. Tylko o ile Halloween w wydaniu Borderlands 2 było, z perspektywy całej reszty, w miarę normalne, o tyle Święto Dziękczynienia jest już typowym Borderlands. W wielkim skrócie: mamy show telewizyjny, prowadzącym jest Mr Torgue, towarzyszy mu jego równie umięśniona babcia, a my zapolujemy na zmutowanego indyka olbrzyma… I to nawet w połowie nie brzmi tak absurdalnie, jak wygląda… Samo polowanie to osobna bajka, której nie będę spoilował. Powiem tyle, jeśli podoba wam się narracja w wykonaniu Mr Torgue’a, nie zawiedziecie się.
Jak miałbym się do czegoś czepić to tego, że zadanie główne wymaga na pewnym etapie broni z efektem Slag. Na wyższych poziomach nie stanowi to problemu, ale jeśli podchodzicie do dodatku na 15 poziomie, możecie jej jeszcze nie posiadać (a nie widziałem, by gra zapewniła egzemplarz specjalnie na tę sekwencję). No i całościowo – humoru jest więcej niż w pierwszym Headhunterze, ale wizualnie jest standardowo, przez co dla mnie Headhunter 2 wypadł ciut gorzej. Moja ocena: 4.
How Marcus Saved Mercenary Day
Trzeci Headhunter parodiuje Święta Bożego Narodzenia, zaś na nowy, zaśnieżony obszar dostaniemy się przez szafę w sklepie Marcusa!
Niby wielkościowo teren tego dodatku nie odbiega od tego, co było w Headhunterze 2, ale nadal odnosi się wrażenie, że wszystko jest bardziej ściśnięte. Ba, biegania w tę i z powrotem też jest odczuwalnie mniej niż poprzednio. Projekt samego miejsca jest prześliczny dla tych, którzy lubią zimowe plenery i odcienie niebieskiego. Atakujące nas bałwanki rozpadają się na kawałki, a boss nie lubi, jak się śpiewa wesołe piosenki. Dodatkowo jest tu taki mały detal sugerujący, że lepiej rozegrać ten dodatek po podstawce (pomimo dostępności w trakcie).
Podsumowując – od strony realizacji nie ma się do czego przyczepić. Od strony ilości zawartości już można kręcić nosem. Jest dobrze, ale mniej. Moja ocena: 4-.
Mad Moxxi and the Wedding Day Massacre
Caaaaaaaaaan you feeeeeeeeeeeel the loooooooooooove toniiiiiiiiiiiiiiiiiight? A z innej, choć równie niepoważnej beczki, osią fabuły jest ślub przedstawicieli klanów Hodunk i Zaford, które znowu biorą się za łby. Sami przedstawiciele niespecjalnie są zainteresowani drugą połówką, więc Mad Moxxi ma plan, by wszystko poszło pomyślnie... uwzględniając "logikę" Borderlands...
W zarośniętej lokacji otrzymujemy klimaty weselno-pijacko-irlandzko-borderlandsowe. Naszym zadaniem będzie stworzenie eliksiru miłości, a droga będzie usłana trupami, whisky i pękającymi balonami. No i kilka zakochanych robotów się trafi… i łowienie potworów… i sam nie wierzę w to, co wypisuję, gdyby nie fakt, że tak właśnie wygląda ten dodatek. W zasadzie nie mam nic więcej do dodania. Jak lubicie takie mieszanki z typowym dla serii humorem, Headhunter 4 spodoba się wam. Moja ocena: 4.
Sir Hammerlock vs. the Son of Crawmerax
Na wyspie Wam Bam miała się odbyć impreza. Trafiamy na miejsce jako pierwsi i na naszych oczach jakieś cholerstwo porywa Sir Hammerlocka. Nie zastanwiamy się ani chwili, ruszamy na ratunek.
Wyspa miesza klimaty pirackie, znane z pierwszego dużego DLC do B2, z kurortem turystycznym (tu przyszło mi na myśl Dead Island). W całość upchnięto sporo humoru odnoszącego się do postaci z poprzedniej gry. Znalazło się nawet miejsce na meta humor w wykonaniu starych poszukiwaczy krypty, którzy z rozrzewnieniem wspominają exploit, jakiego można było użyć w walce z oryginalnym Crawmeraxem.
Niestety, reszta nie jest taka różowa (i znowu trafiło na dodatek z Sir Hammerlockiem). Pomimo świetnie wyglądającej wyspy, zawartość jest przeciętna. Jest tu dużo więcej łażenia niż czegokolwiek innego. Zwłaszcza w przypadku drugiego zadania. Humor nie każdemu to zrekompensuje, przez co tak wątpliwy zakup najlepiej zachować na promocję. Moja ocena: 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz