Dawn Harlock, czerwonooka kobieta, udaje się do rodzinnej posiadłości na wyspie Iowa, by wyjaśnić tajemnicę śmierci jej mentora, profesora Ashmore’a, który prowadził tam dziwne eksperymenty.
Fundamenty opowieści położono chyba z myślą o klimacie rodem z obchodów Halloween, albo nawiązaniu do Alone in the Dark. Miejsce akcji: mała wyspa z dużą posiadłością. Czas: środek deszczowej nocy. Niestety, bzdury zaczynają się właśnie w nich. O ile jestem w stanie (od biedy) zrozumieć motyw z latarnikiem, który zatrzasnął klucz w swojej latarni i nie może wejść do środka, o tyle stara niania szukająca kotka w środku nocy jest strasznie głupim pomysłem (żeby przynajmniej była jakimś demonem…). Wtóruje jej asystent profesora, który każe iść za sobą do pomieszczenia, do którego on dostaje się natychmiastowo, a nam zejdzie godzina na kombinowaniu nad otwarciem zamka… Niby można dopowiedzieć sobie, dlaczego to ostatnie ma miejsce, ale nawet wtedy ciężko przekonać samego siebie.
Zarówno zagadki, jak i sekwencje hidden object nie wychodzą poza standardy gatunku, a oryginalności brak im do tego stopnia, że nawet łamigłówki (np. przelewanie miarkami) się dublują. Żadna z tych części rozgrywki nie stanowi też jakiegokolwiek wyzwania, chyba że chcemy zrobić wszystkie osiągnięcia (jak mało gdzie, zawarto tu czasówki dla konkretnych układanek) za pierwszym podejściem, a i wtedy nie jest to kwestia poziomu trudności, tylko pamiętania, że w ogóle jakieś odnosi się do danego fragmentu gry.
Graficznie jest w porządku, ale dobór odwiedzanych miejsc jest co najmniej dziwny. Jakby ktoś nie mógł się zdecydować, albo na siłę chciał upchnąć jak najwięcej różnych lokacji, od kanałów, przez posiadłość i skąpany w mroku ogród, po… podwodne ruiny… (Dzień dobry, zastałem Cthulhu?) Do tego jeden z elementów jawnie plagiatuje Gwiezdne wrota. Pozostałe składowe oprawy ujdą w tłoku.
Z poważniejszych błędów należy wymienić słabe reagowanie na kliknięcia w sekcjach hidden object oraz umieszczanie kilku obiektów pasujących do opisów i to dosłownie od pierwszej sceny HO w grze.
W dobie coraz bardziej różnorodnych i rozbudowanych gier z sekwencjami hidden object, za Demon Huntera nie ma co się brać. No chyba że jesteście na przepotężnym głodzie gatunkowym, albo udało wam się zdobyć tytuł niemal za darmo. Inaczej szkoda czasu (nawet tych czterech godzin potrzebnych na ukończenie). Moja ocena: 3-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz