Dziewczyny po skokach w czasie lądują w roku 2016, w którym dwunastoletnia Erin Tieng ma okazję poznać swoją czterdziestoletnią wersję. Dla kogoś, kto za normę ma rok 1988, współczesne czasy to istne s-f. Jakby tego było mało, zaraz po przybyciu dziewczyn do tej wersji ich miasta dochodzi do wydarzeń, które nawet obecnych mieszkańców przyprawią o opad szczęki.
Po trzęsieniu ziemi, jakim był pierwszy tom, drugi wpisuje się w teorię Hitchcocka – napięcie rośnie, ale jego tempo nie jest tak zawrotne. I bardzo dobrze. Po pierwsze, dostajemy miejsce na złapanie oddechu, zwłaszcza, że jako czytelnik można dostać mindfucka nie mniejszego od tego przeznaczonego dla głównych bohaterek z powodu przedstawionych wydarzeń (z których podróż w czasie wydaje się najnormalniejsza). No właśnie, po drugie – otrzymujemy trochę wyjaśnień i zamknięcie wątku z poszukiwaniem jednej postaci. Dokładnie tyle, żeby odrobinę zaspokoić ciekawość, a jednocześnie podtrzymać ją na takim poziomie, aby chcieć brnąć w kolejny tom.
Najfajniejszy jest motyw spotkania małej Erin z dorosłą Erin. Nie żeby to był nowy patent, ale roczniki tak pi razy drzwi odpowiadają temu, co sam znam. Gdyby 12-letni ja kopsnął się do obecnego roku lub jego okolic i dowiedział się, że komiksy można czytać na tablecie, setki godzin muzyki trzyma się na duperelu wielkości paznokcia kciuka, a do tego wszystkie gry wypatrzone w czasopismach o grach komputerowych posiada na wirtualnej półce, padłby z wrażenia. Nowinki techniczne to nie jedyne zachłyśnięcie się przyszłością. Rozmowa na temat zmian w życiu również potrafi uderzyć w czułe miejsce. Przy okazji pojawia się tu tradycyjny dylemat: ile można powiedzieć komuś z przeszłości, żeby nie zmienić swojej sytuacji. Ale żeby nie było za dramatycznie lub rozklejająco, akcja regularnie rzuca nas ku przygodzie, zaś zakończenie jest wciśnięte w takim miejscu, że gdyby nie to, że mam komplet tomów na półce, wkurzyłbym się, iż muszę czekać na dalszy ciąg. PG2 to znakomicie wyważona i intrygująco rozwinięta kontynuacja pierwszego tomu. Moja ocena: 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz