niedziela, 1 marca 2020

Paper Girls 1

Na początek przyznam się, że niespecjalnie orientuję się w twórczości Briana K. Vaughana. Zdarzyło mi się czytać pierwszy tom Y: The Last Man (do którego obiecuję sobie wrócić) oraz pierwszy tom zbiorczego wydania Runaways (od drugiego odbiłem się), ale to tyle. Paper Girls trafiły na mój radar, bo a) akurat szukałem czegoś nietrykociarskiego, b) na polski rynek wpadły w momencie, gdy wszyscy podniecali się pierwszym sezonem Stranger Things. Jeśli wzdrygnęliście się na myśl o odcinaniu kuponów lub zwyczajnie nie trawicie ST, to śpieszę uspokoić: PG mają wspólną z ST tylko jedną rzecz: akcja rozpoczyna się w latach osiemdziesiątych, w okolicach Halloween.

Dokładniej: jest poranek po halloweenowej nocy. Główne bohaterki wskakują na rowery, by rozwozić gazety. Jedna z nich jest nowa, pozostałe trzy trzymają się razem od ubiegłego roku. Pierwsza wspólna trasa okazuje się bogata w niezwykłe wydarzenia, dziwaczne postacie i cały stos tajemnic. Niestety, nic więcej nie mogę napisać, bo to już będzie terytorium spoilerów.

Pierwsze, co się rzuca w oczy, to że autor w ogóle nie czeka z niczym na czytelnika. Bohaterki są przedstawiane pobieżnie, a potem akcja pędzi na złamanie karku. Rzuca się nią z miejsca na miejsce, postacie zmieniają się, jak w kalejdoskopie, a końcowy cliffhanger postawiono tak, że gdybyśmy byli rozpędzonym tirem, przyładowalibyśmy w budynek na pełnym gazie.

Może to być jednocześnie wada, jak i zaleta. Podobało mi się, że non-stop jestem atakowany nowymi pomysłami: a to jakiś dziwny sen, a to potwór, a to typ spod ciemnej gwiazdy, a to gadżet – wszystkiego po trochu w sosie z ogólnie pojętej fantastyki ze wskazaniem na horror. Widać, że jest w tym jakiś zamysł, a jednocześnie kawałków układanki jest na tyle mało, że obrazu całości można się jedynie domyślać. Jednak, jak już wspomniałem, takie zdawkowe przekazywanie informacji może być wadą dla kogoś, kto oczekiwał obszernej ekspozycji. Sama mieszanka pomysłów również może okazać się niestrawna dla osób spodziewających się uzasadnienia każdego z nich na dzień dobry.

Pamiętam, jak czytałem PG za pierwszym razem – z komiksu niemal wiało, tak szybko przewracałem strony. Towarzyszyła mi myśl: Nie wiem, co się dzieje, ale chcę więcej! Za drugim razem było niewiele wolniej. Ba, śmiem twierdzić, że będąc świadomym dalszego ciągu (jeszcze nie całego, ale większości), PG1 smakowały jeszcze lepiej.

Z jednej strony polecam PG1 osobom, które lubiły Stranger Things (bo PG mają wystarczająco dużo wspólnego, żeby zainteresować miłośników ST), z drugiej polecam je osobom nie lubiącym ST (bo PG mają drugie tyle własnej osobowości odróżniającej je od serialu). Pierwszy tom jest dla mnie idealnym trzęsieniem ziemi, a teraz czekam na wzrost napięcia. Moja ocena: 5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz