Gdy zapowiedziano ten serial, nie mogłem się doczekać. Serie s-f nie są zbyt częste ostatnimi czasy, a jeśli już się jakaś pojawi, istnieje spora szansa, że anulują ją po jednym sezonie. Tak więc nowy tytuł z dużymi nazwiskami, budżetem i intrygującym pomysłem – no jak można coś takiego pominąć? Cóż…
Głównym wątkiem jest opieka dwójki androidów nad grupą dzieci z dala od zniszczonej przez konflikt Ziemi. Szybko okazuje się, że mieszkańcy owej kolonii nie są jedynymi na planecie, a i ona sama skrywa wiele sekretów oraz bardzo wrogie środowisko.
W tym tytule jest wszystko, co powinno przyciągać: konflikt (w przeszłości i obecnie), tajemnica (dotycząca wielu wydarzeń, motywacji oraz np. oprogramowania androidów), niejednoznaczne postacie, ponura atmosfera, odpowiednio dawkowane informacje. Mimo to nudziłem się średnio co drugi odcinek. Tempo potrafi być nierówne, za niektórymi pomysłami kryją się straszne banały (zniszczona Ziemia – efekt konfliktu ateistów i fanatyków religijnych). Często, gdy pojawił się wątek, który mnie interesował, dany odcinek skupiał się akurat na czymś innym, na przykład na szwendaniu się jakiejś grupy w tę i z powrotem. Na deser wrzucono zakończenie, które niby jest logicznym rozwinięciem motywu jednej postaci, ale gdy zestawić je z pozostałymi, to ciężko nie odnieść wrażenia, że pasuje jak pięść do nosa.
Aktorstwo to również droga z wybojami: androidy – bardzo dobrze, dzieci – spoko, reszta dorosłych… Delikatnie mówiąc, nikt się nie wyróżnia, a Travis Fimmel dostałby dodatkowe punkty ujemne, bo oczekiwałem więcej, niż kolejnej wariacji na temat Ragnara, tylko bez akcentu.
Może tylko marudzę, może ten serial jest lepszy, niż piszę. Niestety, jeśli tak, to widocznie nie jest dla mnie. Przy niektórych odcinkach musiałem zmuszać się, żeby je dokańczać, a potem żeby w ogóle odpalać kolejny. Z dużej chmury moich oczekiwań spadł taki sobie deszcz: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz