Nie pamiętam, czy poprzednik zdążył wylądować na płytach w momencie, gdy ogłoszono ten sequel – to było tak szybko.
The Next Level zaczyna się dwa lata po Welcome to the Jungle. Bohaterowie są nadal przyjaciółmi, utrzymują ze sobą kontakt… oprócz Spencera. Ten po przeprowadzce zdystansował się do paczki. Niemniej jednak, gdy reszta ekipy odkrywa, że zniknął (prawdopodobnie wpadając znowu do Jumanji), rusza mu na ratunek. Dowcip polega na tym, że zniszczona konsola do gry nie działa stabilnie, przez co wciągnięci zostają Martha, Fridge oraz dwójka przebywających w tym samym domu staruszków (Danny Glover i Danny DeVito), zostawiając zdezorientowaną Bethany. Na tym nie koniec szaleństwa. O ile Martha trafia ponownie do ciała Ruby, Danny Glover to Mouse, Danny DeVito to Bravestone, a Fridge skończył jako Oberon. Na domiar złego gra nie przebiega tak, jak ją zapamiętali uczestnicy.
The Next Level został zrobiony wedle prawideł sequeli… gier komputerowych. Nie wiem, na ile to było zamierzone, ale tutaj autorzy nie oglądają się na planszówkowy pierwowzór, tylko rzeczywiście na grę z poprzedniej odsłony. Dzięki takiemu zabiegowi odczuwa się nieskrępowaną, radosną twórczość. Postacie stawiają czoła nowemu zagrożeniu, mają więcej możliwości, odwiedzają nowe obszary i wpadają na nowe zwroty akcji tak na poziomie mechaniki gry, jak i rozwoju osobistego. Wszystko równomiernie rozmieszczone. Może raz lub dwa akcja spowolniła ciut za bardzo jak na mój gust. Poza tym końcowy cliffhanger wydaje się być niekonsekwentny w stosunku do tego i poprzedniego filmu, ale kto wie, może w następnym (tak, jest już w produkcji) jakoś sensownie to wytłumaczą.
W każdym razie na The Next Level bawiłem się lepiej niż Welcome to the Jungle (choć oczekiwania miałem odwrotne). Trzecie Jumanji to niby więcej tego samego, co w drugim, ale bardziej dopracowane. Moja ocena: 4+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz