„Rok 1789: nad Paryżem wschodzi świt rewolucji francuskiej. Uciskany przez arystokrację lud powstaje. Bruk ulic spływa krwią – rewolucyjna sprawiedliwość ma wysoką cenę…
W czasach, gdy bogatych i biednych dzieli przepaść, a kraj rozdzierają wewnętrzne napięcia, Arno i Élise, młody mężczyzna i młoda kobieta, walczą, by pomścić wszystko, co stracili.
Wkrótce zostają wciągnięci w odwieczną wojnę asasynów i templariuszy, w świat pełen niebezpieczeństw – straszniejszych, niż mogli sobie wyobrazić.”
Od początku wiedziałem, że ta książka przedstawia wydarzenia z perspektywy Élise. Więc zakładałem, że na plus będzie konwencja obrana pierwotnie w Porzuconych. Argumenty przeciwko Pojednaniu wytacza komputerowe Unity, które póki co pozostaje dla mnie najgorszą grą w głównej serii (przy czym muszę wspomnieć, że nie grałem jeszcze w Odyssey i Valhallę). Jakież było moje zaskoczenie, gdy pochłaniałem kolejne strony i żałowałem, że muszę robić przerwy w lekturze.
Po pierwsze – Élise jest dużo bardziej wyrazistą połową duetu. Dzięki książce możemy obserwować jej dorastanie od małej rozrabiaki, przez krnąbrną nastolatkę, po opanowaną kobietę. W grze widać naprawdę niewielki ułamek tych emocji.
Po drugie – forma pamiętnika działa tu lepiej niż w przypadku Czarnej bandery. Przeskoki czasowe nie są tak chaotyczne pomimo uwzględnienia znacznie dłuższego okresu (mniej więcej od momentu poznania Arno po finał gry). Żeby było ciekawiej, znajduje się tu także nawiązanie do wspomnianej Czarnej bandery oraz Porzuconych i to takiego kalibru, że prawie wybaczyłem średniackość książkowej Black Flag. Ba, lektura wręcz motywowała mnie do dalszego odświeżania nielubianej gry!
W samej opowieści znajdzie się też kilka różnic względem pierwowzoru. Np. ucieczka Élise ze spotkania z Lafreniere wygląda inaczej. Zamiast spotkać Arno po jego ewakuacji z Bastylii, Élise jest świadkiem tejże. Jednak to wszystko drobiazgi, które nie wpływają na odbiór całości niezależnie od stopnia znajomości protoplasty.
Jak już wspomniałem, przez kolejne rozdziały dosłownie się mknie. Jedynym problemem jest chyba tylko to, że powieść zaprezentowała nam rewelacyjną główną bohaterkę, a w grze praktycznie tego nie ma. Trochę zmarnowano potencjał, bo po templariuszowym Rogue równie templariuszowe Unity mogłoby być ciekawsze. Tylko że wtedy narzekałbym, że znowu adaptuje się grę, zamiast ją uzupełniać, więc coś za coś. Podsumowując, papierowa wersja Pojednania to póki co najlepsza powieść związana z serią AC. Gorąco polecam tak trwającym fanom serii, jak i tym, którzy się od AC:U odbili. Moja ocena: 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz