„Złota era piractwa. Śmiałków w rodzaju Edwarda Kenwaya – aroganckiego syna walijskiego hodowcy owiec i męża pięknej Caroline, opętanego obsesją zdobycia majątku i szacunku otoczenia – werbownicy mamią korsarskim rzemiosłem na morzu.
Po tym, jak jego rodzinne gospodarstwo padło ofiarą ataku, Edward podąża za swoim pragnieniem, by zyskać sławę jednego z najniebezpieczniejszych piratów swoich czasów.
Jego drogę znaczą chciwość, ambicje i zdrady. A kiedy na jaw wychodzi spisek grożący zniszczeniu wszystkiego, co drogie jego sercu, w Kenwayu budzi się żądza zemsty.
I tak oto Edward Kenway zostaje wciągnięty w odwieczną walkę asasynów i templariuszy.”
Miałem pewne obawy w stosunku do tej części książkowego uniwersum AC, które niestety spełniły się po ¼ lektury. Renesans, Bractwo, Tajemna krucjata i Objawienia były w zasadzie streszczeniami gier. Porzuceni skupili się na tej części historii, której w AC3 i Rogue nie widać. Tym samym stanowili świetne uzupełnienie znanych opowieści. Na nieszczęście czytającego Czarna bandera wraca do korzeni. Z jednej strony rozumiem zabieg, bo w końcu co ciekawego można napisać o walijskim hodowcy owiec (tak, Edward przez pewien czas robi to, co ojciec)? Okazuje się, że jego temperament wpędza go w takie kłopoty, że akurat o tym okresie (w którym poznał i ożenił się z Caroline) czyta się miło i przyjemnie. Potem jest jeszcze epizod z jego wypłynięciem, po którym wskakujemy w moment, w jakim poznaliśmy go w Black Flag. Na kolejną nowość musimy czekać do finału opisującego wydarzenia po powrocie do Anglii.
Najżmudniej brnie się przez tę mocno średnią, środkową część lektury, trwającą prawie (bez ostatnich 30 stron zawierających powrót do Anglii i wyrównanie rachunków przed ponownym ożenkiem) do końca. Jej treść stanowi dość pobieżne streszczenie głównego wątku AC4 (z pominięciem warstwy współczesnej i wszystkich czynności pobocznych) w postaci pamiętnika Edwarda. Nie jest to zbyt porywające dla kogoś, kto grał. Nie dość, że wszystkie wydarzenia znałem z gry, to nawet w samych opisach nie było żadnych nowych szczegółów. No może przebieranka Kidda miała więcej detali, a i zapachowi Nassau ciężko odmówić wyrazistości (porównywalnej ze zniszczeniami Rzymu z Bractwa). Z kolei pobieżność przejawia się sporymi przeskokami między poszczególnymi wydarzeniami. Niby usprawiedliwia to obrana forma, ale wizerunku nie poprawia. Chyba że jesteście takimi fanami Kenwaya, że czytacie Czarną banderę dla jego przemyśleń. Tych jest pod dostatkiem.
Niestety, Porzuceni trochę mnie rozbestwili pod względem oczekiwań, przez co powrót Czarnej bandery na szlak poprzedników wypadł blado. Moja ocena: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz