Pierwszy sezon udowodnił, że autorzy są w stanie stworzyć samodzielną opowieść w uniwersum Star Wars i nie oglądać się na bzdury z nowych epizodów. Z kolei drugi sezon pokazuje, jak zintegrować tę autorską historię z istniejącymi.
Mando ma jasny cel, musi dostarczyć swojego podopiecznego do jakiegoś Jedi, aby dzieciak mógł odbyć stosowny trening. Cały sezon to niemal zamknięte historie. Spajający je wątek przewija się w dialogach, ale jeśli nie liczyć dwóch ostatnich odcinków, nie dominuje. W rezultacie ten sezon ogląda się bardzo wygodnie.
Na każdym kroku widać, iż producent sypnął kasą. Samych statystów jest więcej, a to dopiero początek. Odwiedzane planety są bardziej zróżnicowane, zaś kamera nie zachowuje się już tak, jakby ekipę stać było na pokazanie tylko dwóch budynków lub kilku sekund panoramy. Wszystkie miejsca są niemal osobnymi aktorami. Ich wygląd utrzymano w brudnym klimacie znanym z poprzednika, Rogue One oraz Republic Commando. Ponadto niemal każdy epizod ma jakiś gościnny występ. Mam na myśli nie tylko postacie związane już z franczyzą (Bo-Katan – Katee Sackhoff, Rosario Dawson – Ahsoka Tano, Boba Fett – Temuera Morrison), ale także jednorazowe występy takich osób jak Timothy Olyphant, Titus Welliver i Bill Burr. Naturalnie nie można też zapomnieć o powrocie nadwornego złola ponownie granego przez Giancarlo Esposito. Cholera, jest jeszcze jeden występ, którego nie wymienię, żeby nie psuć zabawy tym, którzy jeszcze sezonu nie widzieli, ale powiedzmy tylko, że te zachwyty i opady szczęk, o jakich mogliście słyszeć o finale, są jak najbardziej uzasadnione.
Warto też wspomnieć, iż tym razem serwowane fabuły nie są już tylko kopiami znanych konwencji. Tutejszym bliżej do tego, co widziałem w Clone Wars niż epizodów 7-9. Fakt, znajdzie się kilka scen, w których można pomyśleć, że nawet jak na Gwiezdne wojny, postacie są aż za bardzo nietykalne, ale na tle całości jest to drobiazg. Zwłaszcza, że wątki niektórych z nich rozwinięto i fajnie popatrzeć, że fabularnie nie stoją w miejscu i np. otrzymały większą rolę w danym miejscu/społeczności.
Jeśli pierwszy sezon Mandaloriana przypadł wam do gustu, drugi jest obowiązkowy. Jeśli nie, cóż, warto spróbować, gdyż jakościowo S2 jest jednak lepszy, bogatszy i bardziej dopracowany. Moja ocena: 5.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz