niedziela, 10 lipca 2022

Matthew J. Kirby – Assassin’s Creed: Ostatni potomkowie – Grobowiec Chana

„Owen i jego przyjaciele przegrali. Dokonali rzeczy niezwykłej, ale ostatecznie ponieśli porażkę. Kiedy odkryli, gdzie znajduje się pierwszy fragment starożytnego artefaktu – legendarnego Trójzębu Edenu – wydawało się, że mają go w garści. Poszukiwali go również członkowie Bractwa Asasynów i Zakonu Templariuszy, okazało się jednak, że ich wszystkich ubiegł jeszcze ktoś inny. Nić porozumienia między nastolatkami zaczęła się rwać – Owen wraz z przyjacielem Javierem wzięli stronę asasynów, pozostali zaś sprzymierzyli się z templariuszami. Do odszukania wciąż pozostały dwa fragmenty artefaktu i obie grupy zrobią teraz wszystko, by nie powtórzyć swoich błędów.

Podobno wnuk Czyngis-chana, Möngke-chan, został pochowany z jednym z fragmentów Trójzębu Edenu. Jego grobowca jak dotąd nie odnaleziono. Młodzi ludzie zaangażowani po obu stronach konfliktu rozpoczynają wyścig z czasem. Aby zapewnić sobie bezpieczeństwo, będą musieli przenieść się w symulacji do rozdartych wojną średniowiecznych Chin i odnaleźć kolejny fragment artefaktu, zanim zrobią to ich wrogowie.”

Od razu powiem, że świetnie mi się czytało tę część Potomków. Tak – to nadal zwykłe czytadło. Nawet rzekome rozterki na temat paskudnej przeszłości przodków nie uczynią z niego głębszej lektury. Tak – to nadal Assassin’s Creed z całym dobrodziejstwem inwentarza. Jest trochę skakania po różnych okresach historycznych (w tym pierwsze dłuższe sekwencje w czasach wikingów), ale i sporo informacji na temat współczesnych templariuszy (od tego, jak stosują propagandę, by nagiąć do współpracy, po opisy środków potrzebnych do bardziej bezpośredniej interwencji). Asasyni zdają się być nieco na uboczu i nawet sam autor wbija im czasem szpilę powodującą wątpliwości co do ich pobudek. Przy czym osoby zaznajomione z serią nijak nie dadzą się nabrać.

Dużą zaletą lektury jest stopniowanie napięcia. Autentycznie da się odczuć, kiedy postacie są wyluzowane, kiedy się stresują i kiedy sytuacja robi się tak nieciekawa, że nawet my zaczynamy szybciej przewracać strony. Autor wykorzystał fakt, iż jest to środkowy tom i nie musi spieszyć się z zakończeniem przed limitem stron, zaś sam finał pomimo tego, iż ma postać cliffhangera, nie pośpiesza czytelnika. Zostawia go raczej w sposób: Ok, teraz zanim trzeci tom trafi w twoje ręce, możesz sobie wszystko przemyśleć.

Z wad warto wymienić to, że postacie są niewiele więcej niż stereotypami, w które je wpisano (np. gej, syn złodzieja i rodzeństwo, w którym jest ta poważna i ten śmieszek). Sprawdzają się jako narzędzia do opowiedzenia historii, ale jeśli oczekujecie czegoś złożonego, to nie tędy droga (nawet uwzględniając wspomniane wyżej rozterki). Drugim problemem jest brak jakiegoś wyrazistego zwrotu akcji, który mógłby zaskoczyć czytelnika. Po intensywniejszych scenach autor próbuje coś tam zdziałać w tej kwestii, ale na swoje nieszczęście podaje na tyle dużo informacji, że da się te zabiegi przewidzieć.

Niemniej jednak, jak już wspomniałem, Grobowiec Chana to bardzo dobry akcyjniak, udany dodatek do konfliktu templariuszy i asasynów oraz obowiązkowa lektura w przypadku rozpoczęcia znajomości z tą trylogią. Moja ocena: 5-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz