Nie, wbrew tytułowi nie chodzi o film Tommy’ego Wiseau lub adaptację tegoż. W The Room przyjdzie nam odwiedzić tytułowy pokój na strychu opuszczonego domu. Stoi tam alchemiczny sejf pełen tajemnic i tylko od nas zależy, czy je poznamy.
Żeby nie było złudzeń – samego pokoju (ani reszty domu) nie pozwiedzamy. Jedynym obiektem, którego będziemy używać, jest sejf, przez co nawet kamera ogranicza widok wyłącznie do niego. Do dyspozycji mamy trzy narzędzia: wspomnianą kamerę (obracanie i zbliżenia), monokl pokazujący rzeczy niewidoczne gołym okiem (odciski, specjalne przyciski, przestrzenne zagadki) oraz własny rozum.
Wśród zagadek znajdziemy standardy: ukryte przyciski, układanki, szukanie kluczy i wajch, ustawianie wzorów 3D i im podobne. Same łamigłówki nie są skomplikowane. Ba, gra wręcz podpowiada, co robić, bo w danej chwili na sejfie znajdują się ze 2-3 aktywne obszary i tyle. Dodatkowo każdy zaliczony obszar staje się nieaktywny. Jeśli po rozwiązaniu nadal można coś na nim przestawić, oznacza to, że jeszcze z danym problemem nie skończyliśmy. Najsłabsza jest jedyna czasówka w czwartym rozdziale. Naprawdę nic wielkiego, ale sterowanie czasami ma problem z rozpoznawaniem kierunku przy przeciąganiu ekranu i może się okazać, że powciskamy wszystkie wymagane przyciski dopiero za którymś razem.
Zresztą to samo sterowanie staje okoniem także w zbliżeniach. Ja rozumiem, że jeśli w danym miejscu nie ma nic interaktywnego, to nie ma też sensu obracać kamery o pełnie 360 stopni, ale czasami jakiś istotny element jest na granicy widoczności, więc skorzystanie z niego może być co najmniej problematyczne. A gwarantuję wam, że jeśli utknęliście na dowolnym etapie, to znaczy, że coś przeoczyliście: jakiś drobny przycisk, dziurkę od klucza lub ślad widoczny tylko przez monokl. Zwłaszcza to ostatnie daje popalić. Gra na początku przyzwyczaja nas, że widziane zmiany w otoczeniu odstają drastycznie kolorami i wielkością, więc nijak nie da się ich nie zauważyć, ale im dalej w grę, tym bardziej subtelne stają się te zmiany. Do tego stopnia, że przy trzecim lub czwartym sejfie zdarzało mi się kręcić pudłem w kółko, bo nigdzie nie mogłem namierzyć, co dalej robić.
Oprawa graficzna jest przyjemna dla oka i klimaciarska. Sejfy faktycznie przywodzą na myśl eksperymenty alchemiczne, a udźwiękowienie tylko to wszystko podkreśla (choć muzyki jest niewiele).
Ostatnią rzeczą wartą uwagi jest stosunek czas gry – cena. Cztery sejfy i epilog zajmą prawdopodobnie nie więcej niż cztery godziny (bez jakiegokolwiek pośpiechu). Przy cenie 23 zł to niezły wynik, ale są promocje, w których ta cena jest jeszcze niższa (zwłaszcza w pakiecie z pozostałymi częściami. The Room to dobry przerywnik między dużymi tytułami. Zapewnia godziwą rozrywkę i potrafi rozruszać szare komórki, a na koniec daje po gębie cliffhangerem i zachęca do sięgnięcia po kolejny tytuł serii. Moja ocena: 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz