czwartek, 17 lutego 2011

Don't make promises you can't keep

The Transporter

Jak może się skończyć film, którego głównym bohaterem jest były żołnierz oferujący transport na zlecenie? Totalną rozwałką.

Pierwsze zlecenie ma nas zaznajomić z Frankiem granym przez Jasona Stathama. Jest nim przewóz złodziei, którzy uciekają z miejsca rabunku. Już wtedy dowiadujemy się, że Frank pracuje wedle ściśle ustalonych zasad, jak np. żadnych imion w trakcie zlecenia, nie zaglądać do środka przesyłki. Niestety sumienie zmusza go do złamania jednej z zasad i właśnie to wrzuca go między młotek a kowadło.

Gdy Jason opowiada o zasadach, sprawia zabawne wrażenie, że próbuje naśladować Hannibala Lectera. Sam film z kolei przypomina próbę zrobienia kina a’la Jackie Chan, tylko bardziej serio. Znajdziemy tu trochę przegiętych scen akcji, kilka typowych dla tego gatunku scen z rodzaju: „Dlaczego go teraz nie zastrzelicie?” oraz nieco zabawnych sytuacji dla rozluźnienia atmosfery. Widowisko ma sobie wszystko, by zasłużyć na to miano: pościgi, strzelaniny, mordobicie, głównego bohatera i jakąś losową laskę, przez którą rozpętuje się cała afera. Dobrze się to ogląda, więc ode mnie 4.


Transporter 2

Yych... Sytuacja podobna jak z Adrenaliną 1-2, choć bardziej przystępna. To co było fajne w pierwszym Transporterze, tutaj podkręcono do kwadratu w nadziei, że wystarczy, by odnieść sukces.

Frank przyleciał z Francji do USA. Tu pracuje tymczasowo jako kierowca wożący smarka z bogatej rodziny. Wkrótce dzieciak zostaje porwany, Frank oskarżony o współudział w tymże, a całe miasto tylko czeka, by je wysadzić w powietrze.

Po raz kolejny odczuwa się chęć zrobienia rip-offa filmów Chana, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę fabułę podobną do pierwszych Godzin Szczytu oraz walki z wykorzystaniem wszystkich elementów otoczenia. Wspominałem o podkręceniu poszczególnych elementów pierwowzoru. Zrobiono to wedle zasad więcej tego samego = lepiej. No cóż, nie zawsze ta zasada działa. Akurat tutaj ta metoda sprawiła, że film bardziej przypomina parodię poprzednika, niż jego kontynuację. Owszem, ogląda się nieźle, ale od momentu pozbycia się przez Franka bomby z samochodu (33 minuta) jest już tyko coraz bardziej efekciarsko i coraz bezsensowniej. Ode mnie 3-.


Transporter 3

Frank wraca do Francji i robi sobie przerwę. Przynajmniej dopóki jego kolega po fachu nie robi mu wjazdu na chatę... dosłownie. W tym momencie Frank jest zmuszony do przejęcia zlecenia, a towarzyszyć ma mu pewna Ukrainka. Drugą warstwą fabuły, toczącą się z dala od pędzącego samochodu, jest kwestia podpisania ustawy związanej z transportem/pozbyciem się odpadów chemicznych. Przeciwnika i zleceniodawcę w jednym gra tym razem Robert Knepper. Jak ten facet pojawia się na ekranie, to wiadomo, że będzie grał kogoś złego. Chyba jedyny wyjątek, na jaki do tej pory trafiłem, to Species 3, ale i tam postać Roberta nie była do końca normalna/dobra.

Atmosfera panująca w filmie próbuje być nieco poważniejsza od tej z drugiej części i częściowo się to udało. Nadal jest efekciarsko: szybka jazda, fajne walki i nieco strzelania, ale postacie są jakby bardziej przyziemne (i znowu: w porównaniu do dwójki). Ogląda się to całkiem przyjemnie, ale nie da się pozbyć wrażenia, że film można byłoby odrobinę skrócić, nadać mu więcej dynamiki, bo jazdy pustą drogą i gadania jest ciut za dużo. Lepsza od #2, nadal gorsza od #1. Moja ocena to 3+

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz