niedziela, 29 grudnia 2013

Assassin’s Creed 3 DLC: The Tyranny of King Washington

Obiecywałem sobie nie wracać do Assassin's Creed 3, gdyż zwyczajnie uważam tę odsłonę za najsłabszą w serii (póki co). Ale zapowiedź AC3: Liberation HD na PC oraz świąteczna cena poszczególnych DLC (niecałe 5 zł za sztukę) zmieniły moje zdanie. Oczywiście już po zakupie zdążyłem się wkurzyć po raz pierwszy. Uplay ma jeden z bardziej posranych systemów zarządzania dodatkami do gier. Po zakupie dodatki dodawane są do konta – NIE DO GRY. Przez co najpierw trzeba wejść do AC3, dodać klucze z poziomu głównego menu, wyjść z gry, dopiero wtedy ściągnąć zakupione rozszerzenia i zainstalować (a dla pewności najlepiej wykonać ten ciąg: kup klucz – wpisz klucz – wyjdź – ściągnij – zainstaluj, osobno…).

Zapowiedzi tego cyklu rozszerzeń były odrobinę mylące. Otóż pisano, iż Tyrania to alternatywna rzeczywistość, w której Connor nie został nigdy asasynem, a Waszyngton oszalał i dzięki posiadanemu Fragmentowi Edenu sam zrobił kompletny rozpiernicz w Ameryce. Może to była moja nadinterpretacja, ale wnioskowałem, że nijak to nie będzie związane z główną grą (nie żeby mogło ją coś uratować), przez co sam pomysł wydawał się skokiem na kasę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że te DLCki są jak najbardziej związane z podstawką i na dłuższą metę… mają dużo ciekawszą historię.

Episode I: The Infamy


Historia zaczyna się tak, jak to opisałem wyżej. Ratonhnhaké:ton (który przecież nigdy nie spotkał Achillesa i nie otrzymał imienia Connor) biegnie za swoją matką, by pomóc wiosce atakowanej przez wojska szalonego króla. Co ciekawe, od samego początku pamięta wydarzenia z podstawowej wersji gry, co zacieśnia nieco więź z graczem, który podobnie jak niedoszły asasyn, nie ma pojęcia, co się właściwie dzieje.

W tym DLC jedynym dostępnym obszarem będzie Pogranicze. Ulepszenia oraz zapasy będziemy zbierać poprzez otwieranie pierdyliarda skrzyń (o bogowie, znowu ta cholernie głupia minigra z wytrychem), wykonywanie prostackich zadań pobocznych oraz zwyczajowe przeszukiwanie trupów. Nowością jest tutaj (uzyskana fabularnie) moc ducha wilka, która pozwala naszemu bohaterowi przemierzać krótkie dystanse w trybie stealth oraz przyzywać trzy wilki (no bo skoro bractwa też nie ma…). Podczas korzystania z tej zabawki (tylko aspekt skradankowy) tracimy punkty życia w zastraszającym tempie, co zmusza nas do kombinowania z szukaniem kryjówek, by na szybko się zregenerować, po czym ruszać dalej. Dodatkową przeszkodą są psy wartownicze, które mogą nas wykryć, ale i na nie jest sposób.

Poza historią opowiadaną w głównym wątku możemy poszukać trzech fragmentów wspomnień, które po zebraniu odblokują dodatkowy filmik rzucający nieco światła na ten cały bajzel.

Nowa wersja Pogranicza wprawia w lekkie osłupienie. Nie żeby graficznie coś poprawiono, chodzi o sam klimat. Większość tego epizodu ma miejsce podczas zimy. Wszędzie szwendają się wojska wroga, w całej okolicy pełno trupów, wieśniacy błagają o cokolwiek do jedzenia, a opustoszałe sioła przemierzają watahy wilków, atakujące samotnych wędrowców.

The Infamy zrobiło na mnie wrażenie, którego się nie spodziewałem. Co prawda poziomowi trzęsienia ziemi trochę brakuje do tego kojarzonego z Hitchcockiem, ale jak na serię jest przyzwoicie, zaś im dalej, tym większa ciekawość. Moja ocena: 4-.

Episode II: The Betrayal


Po wymownym cliffhangerze poprzedniego epizodu zostajemy rzuceni do Bostonu, gdzie przyjdzie nam spotkać kolejne, znane nam już postacie, w wersji alternatywnej.

Tym razem duchem udzielającym nam swojej mocy będzie orzeł. Dzięki niemu będziemy mogli przelatywać krótkie dystanse. To jest drobiazg, ale dzięki niemu gra nabrała takiego tempa i takiej płynności, jak nigdy dotąd. Paskudne dachy Bostonu są teraz dużo bardziej przystępne (do tego przyczynia się także mniejsza liczba strażników na tychże).

Kolejny filmik poskładany z fragmentów wspomnień jest bardziej treściwy i pozwala snuć domysły na temat tego, co się wydarzyło. Jeżeli zaś chodzi o wydarzenia w alternatywnej rzeczywistości to… napięcie odczuwalnie opadło. Jest kilka ciekawie zmontowanych scen, ale całość wraca na utarte już tory: rebelia, walka o wolność i tym podobne dyrdymały. Ciekawi mnie, czy tytuł jednego z rozdziałów: Ucieczka DO Nowego Jorku celowo parodiuje pewien film, czy to tylko moje skojarzenie. Tak czy inaczej, Zdrada dostaje ode mnie: 3+, bo jednak fajny patent na bieg po dachach i pojedyncze scenki to za mało, by podtrzymać moje zainteresowanie w stopniu, w jakim to zrobił poprzednik.

Episode III: The Redemption


Po 1 morskiej misji (w trakcie której pada wreszcie nawiązanie do Edwarda Kenwaya) docieramy do mocno odmienionego Nowego Jorku, w którym przyjdzie nam stoczyć ostateczny bój. Do duchowej menażerii dołącza niedźwiedź, którego moc pozwala na takie uderzenie w ziemię, że jego fala roztrzaskuje przeszkody i zabija stojących nam na drodze przeciwników.

Redemption jest chyba najdłuższym z trzech DLC, co się chwali. Standardowo naszym głównym zajęciem (poza polowaniem na Waszyngtona) będzie zorganizowanie lokalnej rewolucji. Muszę przyznać, że wykonywanie pomniejszych zadań w ramach wzniecania zamieszek i wywoływania niepokojów publicznych było całkiem zabawne.

Wrażenia? Jak najbardziej pozytywne. Po Episode I można było się jeszcze zastanawiać, czy warto brnąć dalej w tę historię, ale jeśli już posiadacie także Episode II, to III jest zwyczajnie pozycją obowiązkową. Moja ocena: 4-.

Na zakończenie muszę napisać o jeszcze jednej istotnej rzeczy. Otóż długość czasu gry to pojęcie względne. Szacuje się, że wszystkie trzy DLC powinny zająć około 7,5 godziny, przez co zakup tych dodatków za pełną cenę może być mało satysfakcjonującą inwestycją. Jak już pisałem wyżej, udało mi się dorwać Tyranię w całości za niecałe 5 złotych za dodatek, więc nie mam problemu ze stosunkiem czasu gry do ceny. Radziłbym poczekać do podobnej okazji, a i to tylko, jeśli jest się fanem uniwersum. Przeciwnicy nie mają po co podchodzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz