wtorek, 19 kwietnia 2016

Assassin’s Creed Chronicles: Russia

Odsłona zamykająca trylogię Chronicles. Jej akcja ma miejsce między komiksami AC: The Fall oraz AC: The Chain. Jeżeli zaś chodzi o historyczne wydarzenia, lądujemy w roku 1918, rok po rewolucji październikowej. Trwa właśnie wojna domowa, a nasz bohater - Nikolaï Orelov stara się uciec z kraju. Jednak przed wyjazdem ma wykonać dla bractwa asasynów jeszcze jedną misję.

Jeżeli ktoś myślał, że China miała ponurą oprawę, nie widział jeszcze tej odsłony serii, której paletę barw wypełniają przede wszystkim odcienie szarości i czerwieni. Nie żeby mi taki stan rzeczy przeszkadzał. Przeciwnie, uważam, że wybór tych kolorów był doskonałym ruchem. W pojedynczych przypadkach może się zdarzyć, iż ów zabieg utrudni rozróżnienie, na który plan możemy się przemieścić.

W związku ze zmianą czasów dokonano modyfikacji naszego arsenału. Bronią podstawową jest karabin, którym walczymy tak wręcz, jak i na odległość. Do dyspozycji nadal mamy bomby dymne, zaś czwarta zabawka to całkowita nowość. Kabel z  hakiem, którym możemy przyciągać odległe obiekty oraz przesyłać impulsy elektryczne, żeby powodować zwarcia. Te ostatnie przydadzą nam się, gdy zechcemy wyłączyć oświetlenie w okolicy lub dezaktywować pułapki pod napięciem. Niestety i tutaj muszę ponarzekać. Odniosłem wrażenie, iż nasi bohaterowie są bardzo skromnie modernizowani. Podczas gdy przeciwnicy co odsłonę dostają całe spektrum ciekawych zabawek i sposobów na uprzykrzanie nam życia.

Kampania w ACC: Russia różni się od swoich poprzedniczek. Brak typowych podziałów na sekcje zakończone bossem, albo wydarzeniem. Opowieść toczy się płynniej, pod kontrolą mamy 2 postacie, których sekwencje fajnie się przeplatają i wymagają odmiennego podejścia, a na końcu mamy walkę, która odbiega od wszystkiego, co widzieliśmy w serii Chronicles. Naturalnie, tutaj grze również się ode mnie dostanie. Russia stanowi wyraźnie (choć moim zdaniem trochę naciągane) spięcie klamrą wątków z China… Z India przewija się dosłownie motyw pudełka oraz tajemnicze kody, zakładając, że je znaleźliście. Ponadto są nawiązania do: Rogue, Unity i Syndicate. Przez co Russia jest jeszcze mniej uniwersalna i przystępna, niż dwie poprzednie odsłony.

Jeśli chodzi o to, czego mogę się czepić bezpośrednio w rozgrywce, to bezsensowne zawyżanie poziomu trudności. W wielu sytuacjach można zginąć tylko dlatego, że poza polem widzenia znajdował / pojawił się jakiś przeciwnik. Owszem – można odczekać dodatkowe chwile, by mieć pewność, czy coś wylezie, ale na pewnym etapie zwyczajnie się nie chce, bo ma się już dość po kilku poprzednich zgonach. Drugim przykładem licznych i głupich śmierci są naprawdę wyśrubowane limity czasowe oraz wymagana przesadna precyzja. Te pierwsze dadzą w kość, gdy musimy gdzieś dotrzeć na czas (wydawało mi się, że trasy opanowywałem idealnie, a i tak kończyłem z punktacją poza podium), bo zanim ogarniemy wszystkie niuanse trasy, zaliczymy kilka podejść, niczym Tom Cruise w Edge of Tomorrow. Te drugie to na przykład ucieczki, gdzie każde minimalne zboczenie z kursu (nawet o kilka pikseli!) skutkuje zejściem. Będziecie psioczyć na sekwencje ucieczki przed wybuchem, a przy końcowym biegu przed czołgiem zatęsknicie za zbugowanym słoniem z India. Niestety, ilość frustracji, jaką gra potrafi wywołać, może sprawić, iż zupełnie odechce wam się dalszego grania.

Jeżeli graliście w poprzednie odsłony Chronicles, sięgniecie po Russia choćby pro forma. Jednak pamiętajcie, iż potrafi ona wkurzyć. Jeżeli jeszcze wahacie się, czy w ogóle zaczynać swoją przygodę z tymi spin-offami, sugeruję zacząć od China, która jest grą dużo lepiej zbalansowaną i przystępną fabularnie. Moja ocena: 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz