niedziela, 16 października 2011

Star Wars Jedi Knight 2: Jedi Outcast

Dwa lata upłynęły odkąd Kyle prawie przeszedł na ciemną stronę Mocy (Mysteries of the Sith). Nasz najemnik postanowił zerwać połączenie z nią i wrócił do swojego zaufanego blastera. Miecz świetlny oddał Luke’owi Skywalkerowi na przechowanie. Jedi Outcast zaczyna się w momencie, gdy Kyle i Jan otrzymują zadanie od Mon Mothmy: zbadać rzekomo opuszczoną placówkę Imperium na Kejim. Przechwycona niedawno transmisja sugeruje, iż tak do końca opuszczona to ona nie jest, a to dopiero początek.

Różnica w jakości między Jedi Outcast, a MotS jest prawie tak wielka, jak między obydwoma częściami Dark Forces. Duża w tym zasługa silnika Quake’a 3 wprowadzającego do serii Jedi Knight ogrom zmian. Na pierwszy ogień pójdą problemy techniczne znane z poprzednich dwóch odsłon cyklu. W JO już ich nie ma. Gra uruchamia się bez problemów. Co prawda ma ona ograniczony zasób dostępnych rozdzielczości, ale to akurat da się naprawić ręcznie zmieniając ustawienia w pliku konfiguracyjnym. Żyć, nie umierać.

Najbardziej zauważalny skok jakościowy nastąpił w oprawie graficznej. Modele postaci nie są już tak kanciaste. Ich ruchy są dużo bardziej płynne, a tekstury zawierają więcej szczegółów. Jedyne tekstury źle znoszące upływ czasu, to te na otoczeniu. Z daleka wyglądają znośnie, z bliska nie pomaga im nawet rozmycie. Całe szczęście to jedyny mankament. Pozostałe elementy oprawy wizualnej (efekty świetlne, wybuchy, opary, lasery, iskry, zniekształcenia itd.) nadal prezentują się sympatycznie i współgrają z tworzonym klimatem.

O warstwie dźwiękowej niewiele da się powiedzieć ponad zwyczajowe achy i ochy. Odgłosy - super, aktorstwo na poziomie, gadki/wrzaski przeciwników takoż, a muzyka – miodzio. Jedna rzecz odnośnie tej ostatniej została zmieniona – dynamika z jaką utwory dostosowują się do obecnej sytuacji. Gra dobiera je z naprawdę wielką precyzją, za co należą się brawa.

Sporo pozmieniało się w mechanice. W pewnym momencie Kyle zostanie zmuszony do ponownego odwiedzenia Doliny Jedi, przez co odnowi połączenie z Mocą, a tym samym zyska pretekst do odbycia prób w Akademii Jedi na Yavin 4 oraz zabrania swojego miecza. Tym razem nie będziemy zdobywać/wydawać gwiazdek na kolejne poziomy poszczególnych umiejętności. Te przyznawane są odgórnie. Jest to o tyle praktyczne, że nie ryzykujemy, iż w swoim buildzie nie uwzględnimy mocy potrzebnej na konkretną chwilę (np. Mind Trick do przekonania strażnika, by otworzył nam drzwi). Nie ma też podziału na strony Mocy (i związanych z tym zakończeń jak w Dark Forces 2), więc możemy używać wszystkiego, co mamy pod ręką. Niektóre umiejętności wywalono, a inne przeprojektowano. Force Jump nie jest już osobną mocą. Teraz wystarczy przytrzymać klawisz skoku, by wydłużyć jego zasięg. Podobnie z rzutem mieczem, zamiast wybierać go spośród pozostałych umiejętności, używamy przycisku alternatywnego strzału (stąd z kolei wywalono podwójne cięcie).

Walka mieczem wydaje się nieco chaotyczna, ale fakt wprowadzenia trzech różnych stylów walki (w multiplayerze, w single’u posługujemy się standardowym – żółtym, pozostałe to: czerwony – silny/powolny, niebieski – słaby/szybki), kierunku cięcia oraz prostych kombinacji pozwala o tej niedogodności zapomnieć i skupić się na radosnym ciachaniu sithowego ścierwa. Pojedynki te nie są jakoś specjalnie wymagające, ale ważne, że jest ich pod dostatkiem.

Poziom trudności jest windowany przez dwa inne czynniki. Po pierwsze liczba wrogów (najczęściej szturmowców). Na samym początku trzeba się nieco wysilić i pobawić w uniki/strzelanie zza osłon, by wybić oddział szturmowców (a ci nie będą stać w miejscu, poszukają innej drogi, by nas podejść). Gdy już odzyskamy moce Jedi, Kyle będzie w stanie odbijać pociski mieczem, można wtedy poszarżować. Zwłaszcza że na trzecim poziomie obrony Jedi jedyne przepuszczane przez bohatera pociski to rakiety, granaty i strzały ze snajperki.

Drugi czynnik to znana z Mysteries of the Sith eksploracja. Owszem, design poziomów jest rewelacyjny i wręcz zachęca do szczegółowego zwiedzania. Niestety drobiazgowość, jaką trzeba się wykazać przy uzyskiwaniu dostępu do dalszych części w niektórych misjach, pociągnięto do granic absurdu. Można to potraktować jako wadę, można jako zaletę – co kto lubi. Mnie to jednak odrobinę zniechęcało. Podobnie jak charakterystyczne już dla serii fragmenty platformowe. Ten z unoszeniem się na strumieniach powietrza w Cloud City na Bespin to wręcz wrzód na dupie.

Jedi Outcast to gra o bardzo zróżnicowanej treści: strzelanie w konwencji FPS, walka mieczem w TPP, sterowanie droidami, kierowanie AT-ST, sabotaże, zwiady, skradanka, a wszystko to ujęte w ramy dojrzałej i spójnej opowieści. Minus za kilka drażniących mnie drobiazgów w projektowaniu poziomów. Moja ocena: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz