piątek, 14 października 2011

Buried

W zasadzie onelinery z plakatu doskonale streszczają to, co się w filmie dzieje: Paul (w tej roli Ryan Reynolds) budzi się w trumnie. Przy sobie ma drobiazgi typu: zapalniczka, latarka, komórka itd. Baterie się rozładowują, tlen kończy, a wieko z czasem pęka pod naporem ziemi.

Jest to praktycznie kino jednego aktora. Reszta aktorów będzie słyszalna tylko przez telefon. Sama idea człowieka walczącego o życie w takich warunkach nie jest niczym nowym. Problemy pojawiają się w momencie, gdy film sili się na realizm. Z tej strony dobrze wypadł sam Reynolds, gdyż dobrze pokazał huśtawkę nastrojów: od przerażenia, przez rozpacz, po desperację. Gorzej wypadły pozostałe elementy. Gdyby to naprawdę miało być realne, to bohater zmarłby mniej więcej w połowie filmu (lub wcześniej) – używanie zapalniczki w takiej sytuacji i z taką częstotliwością to nienajlepszy pomysł. Takich niedociągnięć w filmie jest dużo więcej.

Z jednej strony mamy poważny dramat i przyzwoitą grę aktorską. Z drugiej mamy historię zarżniętą przez liczne potknięcia. Nawet bardzo prawdopodobne zakończenie nie poprawi mojego mniemania o tym filmie. Moja ocena: 3-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz