wtorek, 4 października 2011

Hatchet & Hatchet II

Jeżeli ktoś jest miłośnikiem slasherów, zwłaszcza takim, któremu wielokrotne maratony Halloween albo Friday the 13th dalej sprawiają radochę, może przerwać czytanie i zabierać się za oglądanie Toporów. Jeśli jednak wciąż się wahacie, lektura niniejszego wpisu powinna rozwiać wątpliwości w jedną lub drugą stronę.

Hatchet

Ten film byłby lepszym remake’iem Piątku 13-ego, niż faktyczny remake z 2009. Idea jest dosłownie ta sama, a Victor Crowley z powodzeniem mógłby robić za brata bliźniaka Jasona Voorheesa. Różnice? Niewielkie. Zamiast lasu i jeziora mamy bagna. Zamiast utonięcia przyczyną śmierci mordercy (wedle legendy) jest cios toporem w łeb. Dodatkowo mamy motyw zemsty rodem z Koszmaru z ulicy Wiązów, a wisienką na torcie dla wszystkich wielbicieli gatunku są cameos weteranów slasherów: Roberta Englunda, Kane’a Hoddera oraz Tony’ego Todda.

Tak przerysowanego, nie liczącego się z wyszukanym gustem i krwawego slashera dawno nie widziałem. Autorzy remake’ów klasycznych filmów tego rodzaju powinni uczyć się od twórców Hatchet (swoją drogą, tagline z plakatu do filmu jest rozbrajający). Wszystko jest tu przesadzone, obrzydliwe i głupie, ale o to właśnie chodzi. Idealny odprężacz dla zwolenników masakry. Moja ocena: 4- (minus za naprawdę słabego głównego protagonistę oraz urwane zakończenie).

Hatchet II

Wiadomym jest, że antagoniści w slasherach nie giną definitywnie. W zasadzie ciężko tu mówić o śmierci Victora, gdyż to nie jego nieżycie wisiało na włosku w ostatniej scenie jedynki. Zakończenie tamtego filmu było niemal żywcem wyjęte z pierwszego Friday the 13th. Dwójka zaczyna się dokładnie w momencie, w którym zostawił nas poprzedni film.

Marybeth dociera do miasteczka i z pomocą Reverend Zombiego zbiera ekipę, której zadaniem jest ubicie Crowleya. Tony Todd powraca z nieco większą rolą, Kane Hodder zalicza kolejne cameo, zabrakło tylko Englunda.

Problemem dwójki jest dużo mniejsza ilość akcji. Po ucieczce Marybeth z początku filmu przez pierwszą połowę nic się nie dzieje. W drugiej mamy już wszystko to, co bawiło w poprzednim obrazie, ale w porównaniu z nim to wciąż za mało. Do tego dochodzi zakończenie urwane w ten sam irytujący sposób co wcześniej. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że zapowiedziana na przyszły rok trzecia część Topora nie powtórzy tych błędów. Moja ocena: 3.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz