Od wydarzeń z Jedi Outcast minęły dwa lata. Kyle Katarn pomaga Luke’owi Skywalkerowi w szkoleniu nowych zastępów Jedi. W jednej z nowoprzybyłych grup znajduje się Jaden Korr – osoba, która bez żadnego szkolenia sama skonstruowała miecz świetlny. Gdy grupa Jaden podchodzi do lądowania, prom ulega uszkodzeniu i ląduje awaryjnie w środku dżungli na Yavin 4. Od tej pory gra jest nasza.
Początkowy pomysł zwiastuje ciekawą historię. Niestety na tym się kończy. Zaraz po charakterystycznych napisach lecących w głąb ekranu gra przedstawia nam ‘przyjaciela’, który będzie jednym z motorów napędowych tej opowieści. Jak tylko usłyszycie, jak mówi oraz zobaczycie, jak się zachowuje, bez trudu przewidzicie dalsze wydarzenia. Najgorsze jest to, że w tej kwestii nie da się pomylić. Wiadomo kto przejdzie na ciemną stronę, wiadomo kto kogo będzie chciał ratować oraz kiedy podejmiemy wybór o naszej przynależności. W porównaniu do historii z JO jest to kpina. Jedyne zalety tej fabuły to 2 różne zakończenia oraz (skromna, bo skromna, ale jednak) możliwość stworzenia własnej postaci.
Zmiany zaszły w niemal każdym aspekcie gry. Zacznę od grafiki, którą dobajerzono, gdzie się tylko dało. Najbardziej zauważalne różnice występują w feerii świateł, jaką jesteśmy raczeni przy byle okazji (co w sumie jest zrozumiałe, skoro ganiamy przede wszystkim z mieczem świetlnym). Tekstury są dużo bardziej szczegółowe, a kolory intensywniejsze. Nie jestem pewien, czy to tylko wrażenie, ale animacja również wydaje się być poprawiona.
Zamiast lecieć przez cały czas po fabularnej nitce do kłębka, mamy niewielki wpływ na przebieg historii. Gra składa się z kilku segmentów, w trakcie których otrzymujemy po 5 misji. Aby otrzymać dostęp do kolejnej misji zaliczającej się do głównego wątku, w danym segmencie musimy wykonać co najmniej 4 z pięciu dostępnych zadań. Przed każdym z nich dostajemy gwiazdkę, którą przeznaczamy na rozwój dostępnych mocy. Core powers (skok, bieg, widzenie itd.) rozwijają się automatycznie. Pozostałe, podzielone na ciemną i jasną stronę Mocy, dobieramy wedle uznania. Na zakończenie każdego segmentu usłyszymy ocenę doboru naszych umiejętności. Nie ma ona żadnego wpływu na grę, ale jest utrzymana w klimacie.
Lokacje są bardzo zróżnicowane. Widać, że ktoś się solidnie nagimnastykował, by gracz nie odczuwał nudy. Co prawda skala wielu z nich jest nieco mniejsza niż w poprzednich grach, ale dopracowanie wynagradza to z nawiązką. Wraz z projektem poszczególnych misji zmienił się też poziom trudności. Jedi Academy jest odczuwalnie łatwiejszy niż JO. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest to najłatwiejsza gra w serii. Nie żeby to była wada. Wręcz fajnie jest bezstresowo pomachać latarą i przysmażyć przeciwników błyskawicą. Zwłaszcza że środków do tego mamy odrobinę więcej. W trakcie gry możliwe jest wykupienie dodatkowych stylów walki (niebieski i czerwony) oraz wymiany pojedynczego miecza na dwa lub lightstaff (broń spopularyzowana przez Darth Maula). Asortyment kombinacji mieczem również powiększono. W trybie singleplayer jest to praktycznie chodzone mordobicie.
Oprawa dźwiękowa pozostała prawie bez zmian, prawie... Jeżeli idzie o muzykę, to jej jakość jest bezdyskusyjna. Co prawda nie zmienia się tak dynamicznie jak w JO, ale to drobiazg. Czego nie mogę przeboleć, to poziom aktorstwa. Głosy podłożone pod Kyle’a i Luke’a są tak samo dobre, jak w poprzednim Jedi Knight. Cała reszta... ech.... To już nawet nie jest przekoloryzowanie czy tandetna konwencja, to po prostu kiepskie aktorstwo. A najgorszy w tym wszystkim jest brak sposobu na przerwanie cutscenek. Irytuje to zwłaszcza jeśli oglądamy jakąś kilka razy.
Suma summarum Jedi Academy to dobra mechanicznie gra, w której spieprzono część zawartości. Końcowa ocena zależy od podejścia właśnie do tego, co zepsuto. Jeżeli masz ochotę na przyjemną nawalankę w konwencji FPS/TPP i nie obchodzi cię tło fabularne, to jest to pełnoprawne 4+. Ja jednak tego przeboleć nie mogę i dla mnie JA to gra na 4-. Różnica niby niewielka, ale jest. Gdyby spierniczono jakikolwiek dodatkowy aspekt, bez wahania dałbym 3.
Co za zbieg okoliczności - akurat tydzień temu sam ukończyłem JA, jako nostalgiczny powrót do czasów podstawówki, gdy wychodziła. Nie jest to rewelacja, ale jak dla mnie wszystkie wady nikną przy głównej zalecie - satysfakcji z systemu walki i używania mocy. Zrzucić Sitha duszeniem w przepaść, czy też przysmażyć grupę klonów prądem i resztę dobić mieczem - to jest to.
OdpowiedzUsuń