Nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś książka, ba, cała trylogia była mi tak polecana. Ku mojemu (pozytywnemu) zaskoczeniu treść okazała się naprawdę porywająca... jak już się rozkręciła. Poniżej wrażenia z pierwszego tomu.
Dziennikarz i wydawca magazynu Millennium – Mikael Blomkvist zostaje skazany na trzy miesiące więzienia za zniesławienie jednego z najważniejszych biznesmenów Szwecji. Zanim zacznie odsiadkę, planuje całkowite wycofanie się z życia publicznego i zawodowego. W tym samym czasie otrzymuje od Henrika Vangera propozycję przeprowadzenia śledztwa w sprawie jego zaginionej bratanicy – Harriet Vanger. Problem polega na tym, że dziewczyna zniknęła ponad 40 lat wcześniej i nikomu do tej pory nie udało się rozwiązać zagadki. Z czasem Mikael do pomocy zatrudnia uzdolnioną researcherkę: Lisbeth Salander, która jest dość... specyficzną osobą.
Pierwsze, co się rzuca w oczy, to ciężki klimat książki. Autor nie oszczędza bohaterów. Jeśli mają dostać łomot od życia – tak będzie. Żeby było jeszcze gorzej, to czasami odnosi się wrażenie, że otaczają ich sami zwyrodnialcy, kombinatorzy i spiskowcy. Mimo to czytelnik brnie dalej, bo chęć poznania rozwiązania zagadki nie pozwala przerwać.
Postacie są niebanalne, zawiązanie akcji ciekawe, a intryga wciąga. Jedyną wadą książki jest jakieś... 100 stron na początku. Rozumiem, że służą one przede wszystkim urealnieniu głównych bohaterów (w końcu będziemy z nimi obcować przez całą trylogię), ale w pierwszej książce wiele z tych informacji jest zwyczajnie nieprzydatnych, a są one w stanie zniechęcić czytelnika. Gwarantuję jednak, że dalej jest tylko lepiej. Moja ocena: 4+. Oczywiście jeśli ktoś nie jest tak marudny, to spokojnie może podciągnąć ocenę do 5, bo Mężczyźni to zwyczajnie świetny kryminał.
Przy okazji muszę też wspomnieć o szwedzkiej adaptacji, która... niespecjalnie przypadła mi do gustu. Owszem, aktorów grających główne role dobrano świetnie (Noomi Rapace do roli Lisbeth była wręcz idealna), zdjęcia zrealizowano dobrze, plenery prezentują się urzekająco, a muzyka zagęszcza atmosferę. Skopano natomiast adaptację. W wersji podstawowej filmu dopuszczono się wielu zmian, których nie rozumiem. Mogę tylko przypuszczać, że twórcy chcieli, by Mikael zaczął współpracę z Lisbeth dużo szybciej, a film miał w miarę konkretne tempo. Zaowocowało to niestety takim pocięciem, że przez cały seans ma się wrażenie, że czegoś brakuje. Kolejność kilku wydarzeń przemieszano (to akurat nijak nie zwiększyło dynamiki filmu, więc po co?), a wykonawców niektórych czynności/sugestii zmieniono. W wersji podstawowej film dostaje ode mnie 3-.
Na koniec jeszcze dwie ciekawostki. Pierwszą z nich jest to, że każda z adaptacji ma też swoją wersję Extended. W tej wersji wszystkie filmy są średnio o 30-40 minut dłuższe. W Szwecji tak zmienione obrazy pocięto na połówki i utworzono 6-odcinkowy miniserial. Natomiast poza nią edycje Extended powinny być dostępne na Blu-ray. Druga ciekawostka to zapowiedziana na koniec tego roku amerykańska adaptacja pierwszej książki z Danielem Craigiem w roli Mikaela oraz Rooney Marą jako Lisbeth. Ta adaptacja powinna pojawić się w kinach w grudniu (choć wedle Filmwebu u nas będzie to dopiero styczeń 2012) pod tytułem: The Girl with the Dragon Tattoo. Pozostaje czekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz