wtorek, 13 listopada 2012

Silent Hill Revelation

Seria wpisów dotyczących czterech pierwszych gier cyklu była niejako przygotowaniem się na ten film. Odświeżyłem sobie także pierwszy kinowy Silent Hill, który mimo zmian i uproszczeń w stosunku do oryginału oraz głupie wyłożenie kawy na ławę w końcówce seansu podobał mi się na tyle, by dać mu szkolną czwórkę. W przypadku Revelation mój niepokój narastał stopniowo. Pierwszy zgrzyt poczułem przy obejrzeniu zwiastuna. Wyglądał efekciarsko, ale coś było nie tak. Drugie podejście zrobiłem po przejściu Silent Hill 3, który mimo strasznie bełkotliwych dialogów był bardzo prosty w swej konstrukcji i odbiorze. Revelation na jego tle sprawiał wrażenie kompletnego bałaganu na rzecz wspomnianego efekciarstwa. Trzecia sytuacja to już nie zgrzyt, to uderzenie młotem w brzuch, a potem poprawienie w potylicę.

SHR stara się podążać ścieżką fabularną nakreśloną przez Silent Hill 3. Jak już wspomniałem, SH3 jest w swej konstrukcji prosty, tak więc bezpośrednie przeniesienie akcji na wielki ekran byłoby cokolwiek kiepskim pomysłem. W tej sytuacji efekt końcowy jest co najmniej ironiczny, gdyż seans miejscami i tak prezentuje się jak gameplay z gry (zwłaszcza w bezsensownych sekwencjach z potworami, które umieszczono chyba tylko po to, by usprawiedliwić wersję 3D).

Nie będę owijał w bawełnę, niewiele rzeczy podobało mi się w Revelation. Do tych pozytywnych zaliczam odniesienie do wizerunku Harry'ego z Shattered Memories (okulary), dobór aktorki do roli Heather, powrót Seana Beana oraz smaczki typu kierowca ciężarówki podwożący Heather, konwój policyjny transportujący więźniów drogą wiodącą do Silent Hill, czy tekst Alessy mówiący tym, że każdy, kto trafi do Silent Hill, przeżywa tam własny koszmar. Cała reszta jest zwyczajnie do dupy.

Wiele postaci zostało tak durnie przedstawionych, że widz się zastanawia, po jaką cholerę one w ogóle tam są. Douglas pojawia się dosłownie na kilka minut, wygłasza dialogi zbliżone do tych z gry, po czym szlag go trafia. Nie ma żadnego odkupienia za przeszłość, ba, nie ma żadnej przeszłości. Vincent nie prowadzi już popieprzonej gry z Claudią, teraz jest typowym love interest głównej bohaterki z filmów o amerykańskiej młodzieży, a do tego synem pani Wolf. W ogóle sam fakt, że wciela się w niego Kit Harington oraz pamiętając, że w tym filmie gra też Sean Bean, sprawia, że rzucane od czasu do czasu „The darkness is coming.” brzmi komicznie. Claudii jako takiej jest niewiele (choć kudos za obsadzenie Carrie-Ann Moss), z kolei Leonard w wykonaniu Malcolma McDowella to typowy starzec-szaleniec ze slasherów. Wszystkie wyjaśnienia (a tych jest zdecydowanie za dużo: powrót Sharon/Heather z mist world z pierwszego filmu oraz CAŁA fabuła Revelation wyłożona przez Vincenta między 30, a 40 minutą) są obrazą dla intelektu oglądającego. Ma się wręcz wrażenie, że twórcy mówią: nie chce nam się kombinować, jak kryć tajemnicę do końca, tu macie wszystko, a teraz podziwiajcie efekty. Do tego dochodzi BRAK atmosfery grozy. Wszystkie sceny, które miały za zadanie straszyć widza, są oparte o najbardziej prostacki zabieg w historii kina: jump scares, które straszą nie zawartością, tylko skokami głośności w warstwie dźwiękowej. No kurwa mać, dwie najważniejsze rzeczy – niedomówienia i świetnie zbudowana atmosfera zagrożenia – zostały kompletnie zrąbane... I to ma być Silent Hill?! Już nawet nie będę komentował ichniego źródła pochodzenia Piramidogłowego, ani ostatniej sceny z jego udziałem. Może ktoś, kto nie grał w SH2, przełknie te informacje, ja się tylko wkurzałem.

Kolejny zarzut, który jest powieleniem grzechów pierwszej filmowej adaptacji, to dobór muzyki. Na potrzeby SH zebrano co lepsze kawałki z czterech gier i powrzucano je bez ładu i składu do filmu (chodzi przede wszystkim o brak fabularnego kontekstu, jaki towarzyszył oryginalnym doborom muzyki do scen). Revelation idzie dalej, bo posiada może ze 2 z utworów z konsolowych protoplastów i remiksuje je oraz nadużywa do zarzygania.

Szczytem bzdury jest polskie tłumaczenie tytułu. Silent Hill Apokalipsa. Serio?! Objawienie komuś nie pasowało?! To może wzorem ostatniego Resident Evil (który został przetłumaczony z Retribution na paskudnie brzmiącą Retrybucję) dajmy Rewelację?!

Nie będę pisał, że kto jest fanem (albo nie), temu film się spodoba (lub nie). Każdy musi się sam przekonać. Mnie Silent Hill Revelation spodobał się tak bardzo, że najlepszą rzeczą z seansu był zwiastun Hobbita (który i tak widziałem już kilkakrotnie w internecie). Niech to mówi samo za siebie. Moja ocena: 2-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz