wtorek, 17 listopada 2015

I don't want to be buried in a Pet Sematary

O książkach Stephena Kinga mówi się, iż są to scenariusze niemal gotowe do przeniesienia na ekran. Uważam, iż to straszne nadużycie. Cenię sobie twórczość pana Kinga, gdyż potrafi proste pomysły przekształcić w coś naprawdę przerażającego, niejednokrotnie uzewnętrzniającego to, co najgorsze w ludzkiej naturze. Jednak to, co wciągało na papierze, nie musi podołać zadaniu na ekranie. Nie zmienia to faktu, iż filmowcy nie ustają w kolejnych próbach.


Pet Sematary


Do pewnego wygwizdowia przeprowadza się rodzina Creedów: małżeństwo z dwójką dzieci i kotem. Pech chciał, iż ich nowe domostwo położone jest przy felernej drodze stanowiącej trasę rozpędzonych ciężarówek. Niejedno zwierzątko zginęło pod kołami mechanicznych potworów. Zrozpaczone dzieci żegnały swoich pupilów, grzebiąc ich na stworzonym przez siebie „Smętarzu dla zwierzaków”. Nowi lokatorzy szybko przekonują się, że owo miejsce pochówku nie jest jedynym dziwactwem w okolicy. Za „barierą” otaczającą Smętarz znajduje się coś więcej.

Książkę czytałem naprawdę dawno temu, ale dwie rzeczy pamiętam z niej dość dobrze: kolejność wydarzeń i upiorną atmosferę. Tę pierwszą w zasadzie zachowano w filmie. To z drugą są problemy. W książce dało się odczuć pewnego rodzaju napięcie. Jak tylko przedstawiono nam główne elementy układanki, pozostawało czekać, aż gówno trafi w wentylator. W filmie nawet w momencie wyjaśnienia założeń dalej jest nijak. Napięcie zwiększa się dopiero w drugiej połowie seansu, a i to nie od początku tejże. Do pozytywnych aspektów zaliczę: kilka niezłych i klimaciarskich ujęć, dobre efekty praktyczne, charakteryzacja i aktorzy drugoplanowi. Główny bohater daje z siebie więcej dość późno, przez co jest przytłoczony przez pozostałe składowe. Zabawna jest w tym wszystkim piosenka tytułowa, która kontrastuje z zakończeniem, ale przynajmniej wpada w ucho i nuci się ją nawet po napisach końcowych.

Pet Sematary nie jest najgorszą adaptacją, ani takim filmem, ale zdecydowanie zabrakło odrobiny więcej wysiłku, by uznać go za dobry. Moja ocena: 3+.


Pet Sematary 2


Jeden z tych filmów, które nie wiadomo po co powstały (oprócz oczywistego powodu – kasy), do kogo są skierowane i co mają sobą reprezentować.

Fabuła jest w pewnym sensie podobna do oryginału. Geoffrey Matthews (w tej roli Edward Furlong) przeprowadza się do ojca mieszkającego w miejscowości, która pamięta wydarzenia dotyczące rodziny Creedów. Geoff oczywiście dowiaduje się o sekrecie skrywanym za Smętarzem, a jak tylko dochodzi do pierwszego wykorzystania owej tajemnicy, w miasteczku zaczynają dziać się dziwne rzeczy.

Kwestia poruszona przeze mnie na początku – do kogo skierowano film i co ma reprezentować? Skąd ten dylemat? Stąd, że o ile sam początek stara się naśladować oryginał, daje jakieś takie poczucie kiczu. I nie bez powodu. Fabuła powiela pewne schematy niczym slasher, liczba trupów jest zauważalnie większa, a druga połowa seansu bardziej kojarzy się z Evil Dead, czy Braindead, niż twórczością Kinga. Nie przeczę, efekt końcowy jest całkiem zabawny, Clancy Brown chyba całkiem nieźle się bawił (bo popis dał przedni), zaś charakteryzacja i efekty gore są niczego sobie, ale wszystko co dobre znajduje się w drugiej połowie widowiska. Pierwsza strasznie się wlecze i przynudza.

W sumie jako ciekawostkę można PS2 zobaczyć. Do końcowej oceny dorzucam krechę za nudną pierwszą połowę. Moja ocena: 3-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz