środa, 8 czerwca 2016

Wiedźmin 3: Dziki Gon DLC: Krew i wino

Ciężko mi było zacząć ten tekst. W momencie postawienia ostatniej kropki we wpisie pozostanie mi na chwilę obecną tylko zaczęcie gry od nowa w New Game+ lub zwyczajnie. Jednak nawet jeśli podejmę inne decyzje przy wyborach, nie zobaczę już nic tak bardzo nowego, jak przy pierwszym podejściu, a szkoda.

Krew i wino to drugie po Sercach z kamienia rozszerzenie Wiedźmina 3. Kontynuuje i zamyka (póki co) wiedźmińską serię komputerową. Zaczynamy od zlecenia na bestię mordującą obywateli Toussaint. Wzywa nas sama księżna, a eskortują dwaj błędni rycerze.

W przeciwieństwie do poprzedniego dodatku Krew nie rozszerza istniejącego obszaru. Trafiamy do zupełnie nowej i dość sporej strefy, która od pierwszych kroków zachwyca. Toussaint charakteryzuje się żywą kolorystyką, a stylistycznie nawiązuje do Francji i Włoch. Wrażenie jest tak duże, że ma się ochotę odetchnąć powietrzem księstwa, przechadzać od winnicy do winnicy i wypić z mieszkańcami stolicy. Jednak nawet tutaj zdarzają się miejsca, które potrafią przyprawić o dreszcze także za dnia. Im dalej od Beauclair, tym większe kłopoty nas czekają. Oprócz czynności związanych z eksploracją, znanych m.in. z oryginalnych obszarów, tutaj pojawiło się kilka nowych, a wśród starych wprowadzono pewne urozmaicenia. Przykładem nowości są kryjówki, po których chowają się hanzy bandytów. Naszym zadaniem w takim miejscu będzie wyrżnięcie wszystkich wrogów w pień, zaciukanie ich szefa i upewnienie się, że żaden gnój w międzyczasie nie wezwie posiłków rozsianych po okolicznych obozowiskach. Z kolei wariacją na znany temat są np. potwory, które opanowały miejsce pracy. Tutaj musimy pozbyć się tałatajstwa, a pracownicy wrócą do roboty.

Tradycyjnie dla każdego rozszerzenia do gry RPG do naszej dyspozycji otrzymamy stosy nowego żelastwa do bicia wrogów (nowych, starych i powracających), drugie tyle do obrony, trochę nowych recepturek i nowy sposób na wydawanie punktów umiejętności. Jakby tego było mało, w grze znalazła się nowa talia do Gwinta. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że praktycznie każda nowość ma uzasadnienie fabularne. Na hanzy można zapolować przy okazji królewskiego zlecenia, talię do Gwinta wprowadza jedna postać (co nie podoba się krasnoludom) i z tej okazji organizuje turniej, a nowy system mutacji powstał dzięki zapiskom niejakiego doktora Moreau (z pozdrowieniami dla fanów prozy H.G. Wellsa), którego siedzibę przyjdzie nam splądrować. Zgodnie ze standardem, do którego autorzy zdążyli nas przyzwyczaić, całości będą towarzyszyć świetne dialogi oraz poczucie humoru obejmujące tak niewyszukane wulgaryzmy, jak i bardziej subtelne aluzje. Za dowcipy pokroju tych z udziałem pana Wojciecha Manna oraz pani Krystyny Czubówny – czapki z głów, uśmiałem się na całego. Nie zabraknie tu klimatu rodem z powieści rycerskich, klasycznych horrorów oraz typowych dla serii przeinaczeń / interpretacji bajek i baśni (śmiem twierdzić, że w tym wydaniu jest im blisko do Fables).

Gdy znudzi nam się tułaczka po Toussaint (albo skończą cele na mapie), możemy wrócić do swojej rezydencji, odwiesić zbroję na stojak, a miecz na ścianę i podziwiać zgromadzoną kolekcję obrazów, trofeów (nie z potworów) oraz popijać wino przesłane przez osoby, którym pomogliśmy. Jeśli wątek miłosny z podstawki doprowadziliśmy do końca, towarzyszyć nam będzie wybranka. Lepszej emerytury Geralt nie mógł sobie wymyślić.

Niestety, w całym tym dobrodziejstwie inwentarza znalazło się sporo irytujących bugów. Z rzeczy, które mnie spotkały, muszę wymienić: losowe wywalanie na pulpit, brak panelu szybkiego wyboru (po naciśnięciu TABa gra spowalnia, ale panel się nie pojawia i jedynym sposobem na powrót do gry jest załadowanie ostatniego zapisu), blokowanie się na obiektach z otoczenia (w kamieniołomie zdarzyło mi się zjechać zboczem i utknąć na filarze), znikające elementy modeli (np. grzywa Płotki) oraz problemy z detekcją w wyścigu turniejowym (gdzie ścięcie głowy kukły miało dawać dodatkowy czas).

Serca z kamienia stawiały przede wszystkim na skondensowaną opowieść i klimat. Krew i wino to przygoda innego rodzaju, która co prawda nie ma tego ciężaru, ale nadrabia ów brak na wiele innych sposobów, przez co jest warta zakupu i poświęconego jej czasu. Moja ocena: 5-.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz