To chyba jedna z dziwniejszych adaptacji. Powstała ona 4 lata po trzecim Transporterze. Z oryginalnej obsady został tylko François Berléand grający inspektora Tarconi. Żeby było ciekawiej, w jednym z odcinków pada nawiązanie do pierwszego filmu, a konkretnie wątku z ucieczką spod banku, co każe myśleć, iż jeśli nie pierwszy Transporter, to jakaś podobna wersja wydarzeń miała miejsce w linii czasowej sprzed serialu.
Pierwszy sezon z grubsza przypomina założenia filmów ze Stathamem, chociaż tutaj Frank dostał pomocników w postaci mechanika oraz babki koordynującej zlecenia. W roli transportera występuje Chris Vance, który czasami sprawia wrażenie, jakby sam nie wiedział, co chce zrobić z postacią. Potrafi grać zimnego profesjonalistę, ale do Stathama mu trochę brakuje. Z jednej strony – bo stara się czasami grać luzaka, a z drugiej – bo scenarzyści notorycznie łamią zasady, jakimi kierował się oryginalny bohater. Niemniej jednak pierwszy sezon ogląda się dobrze, a zmiany są łatwiejsze do zaakceptowania przez wzgląd na serialową konwencję, która rządzi się swoimi prawami.
Problemy zaczynają się w drugim sezonie. Chris Vance i François Berléand wracają, ale cała reszta poszła do wymiany… Nie żartuję. Za produkcję odpowiedzialny był nowy człowiek, który jednocześnie chciał zrobić reboot serii i serię quasi szpiegowską… Wyszło jedno nie wiadomo co z przylepioną etykietą Transportera. Niemal każdy odcinek zżynał z jakiegoś filmu, niekoniecznie dobrego, np. Mission Impossible 2 (który w mojej opinii jest najsłabszym w serii). Do tego spadła jakość scen akcji (pościgów i walk). Dzięki tym zabiegom zarżnięto oglądalność, bo dotrwanie do końca wymagało nie lada cierpliwości. Wraz z końcem sezonu serial skonał, pozostawiając ostatni cliffhanger bez odpowiedzi.
Jeżeli ktoś chciałby czegoś zbliżonego do Transporterów ze Stathamem, pierwszy sezon The Series jest na tyle w porządku, by dać mu szansę. Drugi pozostaje tylko dla wytrwałych i zmusza mnie do zaniżenia oceny do 2+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz