Swego czasu natknąłem się na post na jakimś forum, w którym użytkownik żalił się, że zamiast uczyć dzieciaki historii i tego, by za swoich idoli obierały postacie z polskich dziejów, karmi się je amerykańską papką o klaunach w spandeksie. Nie jest to dokładny cytat, ale zachowuje pogardliwy ton oryginału. Abstrahując od tego, nawet mnie jako fana twórczości superbohaterskiej zaczęło to zastanawiać. Nie jestem pewien, na ile uda mi się ugryźć temat, ale spróbuję.
Zacznijmy od najbardziej oczywistego – sprzedania czegoś, np. postaci, ogółowi. Co robimy, żeby trafić z historią, albo naszymi przodkami? Robimy tandetne filmy. Przekrzykujemy się: Sobieski! Piłsudski! Slayer, kurwa! W przypadku szkół: zakuwamy suche teksty z podręczników, których treść zapominamy po najbliższym sprawdzianie. Do tego patrioci na co dzień kojarzą się z bandą osiłków w kominiarkach, którzy jedyne co potrafią, to zbiorowo komuś nastukać, przez co inicjatywy typu: „Kibice klubu X pomagają w domu dziecka” giną w natłoku paskudnych wiadomości. Publiczne obchodzenie narodowych świąt to też przeważnie: wieczne umartwianie się na klęczkach, przed krzyżem, albo ograniczenie się do powieszenia flagi. Całości towarzyszy obowiązkowe schlanie się, robienie trzody oraz rosnąca każdego roku liczba zatrzymanych nietrzeźwych kierowców, kolizji i wypadków. Wychodzi na to, że najlepszy PR robią nam fikcyjne postacie z Geraltem na czele oraz pan Tomasz Bagiński ze swoimi filmami. Co prawda uogólniam, ale jako oczywiste przykłady wystarczą. Nawet dodanie takich dobrych pomysłów jak karcianka Veto, czy gra Dzikie pola nie uratuje sprawy. Wiecie, co te wszystkie rzeczy mają wspólnego? Niespecjalnie nadają się dla dzieci, a z wieloma z nich nawet dorośli nie chcą mieć do czynienia.
Zestawmy to z kiczem z USA, gdzie niepodległość świętują paradą, są dumni ze swojej historii, a Kapitan Ameryka jest w zasadzie chodzącą flagą kraju. I tak – rodzice będą go postrzegać jako badziew dla dzieci, obcokrajowcy jako szmirę, a dzieci? Dzieci widzą kolorowy kostium, efekciarską walkę oraz to, że Kapitan walczy np. ze złymi nazistami. Brawo Kapitan! U podstaw wielu bohaterów komiksowych leżą najbardziej uniwersalne wartości typu: pomagaj bliźniemu, chroń słabszego, dbaj o swój świat, bo odziedziczą go potomni. Nawet jeśli dana postać miała kilkadziesiąt wersji, podstawy przeważnie pozostają bez zmian, co wprowadza dozę stabilności w odbiorze i ułatwia ich wpojenie. Nasi przebierańcy dzięki mnogości dostępnych mediów doczekali się też tylu wersji, dla tylu grup wiekowych, że każdy znajdzie coś dla siebie.
A teraz spróbujcie zrobić to samo zrobić na polskim gruncie. Ile jest postaci fikcyjnych, które oprócz propagowania pozytywnych wzorców, z dumą promują Polskość? Z postaciami historycznymi jest chyba jeszcze gorzej, bo na każdego fana jakiejś postaci przypadnie drugi człowiek twierdzący, że ten to jest komuch, bolszewik, menda – do wyboru. Szczęścia i powodzenia w tłumaczeniu dziecku, który z nich ma rację i dlaczego. Nawet jeśli wybierzesz sobie kogoś powszechnie uznanego za idealny model do promowania tak Polskości, jak i pozytywnych wartości, musisz jeszcze przekonać małolata, że warto zainteresować się tematem, a tutaj krecią robotę robi polski program nauczania historii.
Najlepszym sposobem na zainteresowaniem jest wrzucenie do historycznych faktów odrobiny fantastyki lub kilku zmian na potrzeby samej powieści. Przykład: macie pojęcie, ile osób sięgnęło po książki o renesansie, albo rodzinie Borgiów po zagraniu w Assassin’s Creed 2? Dlaczego nie zrobić tego samego z polską historią? Riyoko Ikeda nie miała tego problemu, tworząc mangę Aż do nieba, zwłaszcza że wydawca informował czytelnika o różnicach w stosunku do prawdziwych wydarzeń. Dlaczego nie iść jej śladem? Dajmy mechy kosynierom, zróbmy serial fantasy o Mieszku I! Że co, że to też nie dla dzieci? To podajmy to w formie typu: Było sobie życie / Byli sobie odkrywcy / Były sobie odkrycia. Chcesz, żeby dziecko nie było zapatrzone tylko w Supermana? Pokaż mu postać z naszej historii, która zachowaniem w niczym mu nie ustępuje. W dzisiejszych czasach, dzięki wielu pasjonatom przekazywanie historii nie kojarzy się już tylko ze stereotypem osiwiałego starca, który jako ostatni coś tam pamięta. Dzięki tym ludziom mamy multum sposobów na poznawanie własnej historii. Chcesz, żeby pociecha miała z nią kontakt? Nie ograniczaj się do muzeów i podręczników. Idź na festiwal historii / archeologiczny, zabierz ją na widowisko historyczne jakiejś grupy rekonstrukcyjnej, pozwól przebrać się za upatrzoną postać, strzelić z łuku, uderzyć w bęben, ubrudzić ręce w glinie, zagraj z nią w Timeline: Polska. To i tak tylko nieliczne z pomysłów, możliwości jest znacznie więcej i stają się one coraz bardziej atrakcyjne.
Jeśli mimo twoich starań dziecko nadal woli zamaskowanych kolesi made in USA, nie ma co obwiniać ani korporacji stojących za nimi, ani samych kolesi. Może jest tam coś, czego szara rzeczywistość nie oferuje? Może dzięki nim łatwiej uwierzyć w ludzkie dobro, bo pozytywne wiadomości słyszy się tak rzadko. Może ty nie potrzebujesz superbohaterów, ale to nie znaczy, że innym nie są potrzebni. Jeżeli uważasz, że wartości powinno się czerpać np. z historii, wysil się, żeby to pokazać. Jeśli nie chcesz się wysilać, pozwól każdemu czerpać wzorce z tego źródła, które daje mu frajdę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz