niedziela, 24 grudnia 2017

The Lego Batman Movie

The Lego Movie okazał się zaskakująco dobrym filmem, a nie tylko półtoragodzinną reklamą klocków Lego. Niemniej jednak gdy zapowiedziano jego spin-off, The Lego Batman Movie, ciężko było nie odnieść wrażenia, że to już skok na kasę. Na moje szczęście widowisko postanowiło sprzedać mi batkopa z półobrotu za ten brak wiary.

Joker realizuje kolejny plan mający jednocześnie posłać Gotham do piachu i doprowadzić do konfrontacji z Batmanem, którego klaun uważa za swego największego wroga i jest święcie przekonany, że gacek czuje to samo w drugą stronę. Jednak Bats postawiony pod ścianą oświadcza, że ma Jokera w poważaniu i nikt (nieważne, czy sojusznik, czy wróg) nie jest mu potrzebny do szczęścia. Wystarczy uwielbienie okazywane przez mieszkańców Gotham (albo kogokolwiek, kto będzie pod ręką) po uratowaniu miasta. Ale pan J nie zamierza tego tak zostawić, obmyśla nowy plan!

W głowie mi się to nie mieści, ale na tle tego, co napisałem, fabuła The Lego Movie jest zaskakująco normalna. Nie żeby to był problem. Twórcy widowiska doskonale wykorzystują stworzone przez siebie realia oraz mocno zakręcone interpretacje postaci znanych z komiksów i innych mediów, a to nie wszystko. Aby zrobić dobrą parodię, należy najpierw znać na wylot i lubić jej obiekt. W The Lego Batman Movie na każdym kroku przekonujemy się o miłości do materiału źródłowego. Przez cały seans jesteśmy raczeni nawiązaniami (wizualnymi i słownymi) do różnych wersji postaci i jej otoczenia. Od tych najbardziej oczywistych (jak wszystkie filmy fabularne i serial z Adamem Westem), po te najbardziej niszowe (jak lista wrogów, o których obecnie mało kto pamięta, a do wyszukania których widz jest zachęcany w trakcie seansu, by udowodnić, że żaden z nich nie został zmyślony na potrzeby widowiska). Ba, gacek i spółka to nie jedyna sfera, z której czerpią autorzy. Jak zobaczycie, kogo uwięziono w Phantom Zone (co z automatu czyni ten film lepszym starterem jakiegokolwiek uniwersum niż Iron Man i Batman v Superman razem wzięci), poskładacie się ze śmiechu. Wiecie, kto jeszcze robił parodie w podobny sposób? Mel Brooks.

Niestety, moje oczekiwania względem filmu były chyba mocno zawyżone. Po opiniach zasłyszanych i przeczytanych w internecie spodziewałem się istnej rewelacji, a otrzymałem film tylko ciut lepszy od dobrego. Nie pasowało mi kilka rzeczy. Po pierwsze – motyw relacji Jokera i Batmana jest chyba jednym z najbardziej oklepanych. Żeby daleko nie szukać: w filmach będzie to pierwszy Batman Burtona, w komiksach The Killing Joke, a w grach przynajmniej 3 z 4 odsłon Arkhamverse. Po drugie – gagów i humoru jest czasami do przesady. Serio, pierwsze wytchnienie od rechotu odczułem bodajże gdzieś po trzydziestu minutach seansu.

Osobną rzeczą, o której warto pamiętać w przypadku The Lego Batman Movie, jest to, że niespecjalnie nadaje się on dla dzieci. Nie chodzi o jakiś przesadny poziom brutalności, czy żartów dla dorosłych. Seans jest stosunkowo długi i mało dynamiczny w porównaniu z typowymi produkcjami dla małolatów. Więcej radochy sprawi dorosłym, a już zwłaszcza osobom, które trochę filmów (nie tylko o Batmanie) widziały. Moja ocena: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz