Ostrzeżenie na start: będą spoilery związane z pierwszą częścią.
Ta gra od początku miała pod górkę. Pomimo tego, że zawiera dwójkę w tytule, nie kontynuuje opowieści o Max i Chloe. Zamiast tego otrzymujemy braci Diaz, którzy w wyniku bardzo niefortunnego wydarzenia i manifestacji mocy telekinetycznych u młodszego z nich uciekają przed policją. Ich plan: dotrzeć do Meksyku. Nie ma nic złego w chęci stworzenia antologii lub uniwersum. Wszystko rozbija się o sposób, w jaki to robisz.
Przy rozpoczęciu rozgrywki gra jest miła i pyta nas o ostatnią decyzję z pierwowzoru. Ma to znaczenie stricte kosmetyczne, ale… No właśnie. Kosmetyka polega na tym, w jakim stanie będzie Arcadia Bay, gdy przejedziemy obok niej w pierwszym odcinku tego sezonu. Natomiast „ale” odnosi się do dialogu, na jaki można wpaść w ostatnim odcinku. Tutaj nastąpiło coś, czego się nie spodziewałem. Po rozegraniu LiS oraz Before the Storm chciałem więcej przygód tamtych dziewczyn. Zwłaszcza odkręcenia losu Rachel. Iskierka nadziei pojawiła się we wspomnianym pierwszym odcinku. Potem czekałem, czekałem, czekałem… Aż przestałem czekać i po prostu grałem dalej. Gdy w końcu dotarłem do dialogu z piątego odcinka – wszystko kliknęło. To naprawdę krótka rozmowa, ale podsumowuje pierwszą grę i pozostawiła u mnie uczucie spełnienia. Tak – los Rachel nadal ssie, ale wiedza o tym, co dalej stało się z Chloe i Max zamknęła sprawę w moim odczuciu.
Szkoda tylko, że pozytywne aspekty dotyczące fabuły drepczą wokół LiS. Właściwa fabuła już takiego pozytywnego uczucia nie zostawia. Tradycyjnie dla serii – w momencie gdy zadacie pytanie (Dlaczego?) na samym początku, albo przewidzicie jego przebieg (co naprawdę nie jest trudne), reszta się posypie. Pozostaje akceptować historię taką, jaka jest. Tylko że nawet w tym wariancie zawiera sporo bzdur. Np. za wszystkie „dokonania” wilczych braci policja ustanawia wyrok 15 lat. Dlaczego akurat tyle? Dlaczego nie da się wybronić z tego wyroku (pomijając zakończenia związane z całkowitą ucieczką z kraju)? Inna sprawa, że nawet z dziwnymi wydarzeniami poprzedniczki były względnie przyziemne. Przeciętnemu graczowi dużo łatwiej będzie odnaleźć się w realiach szkoły średniej (które zresztą są też na początku LiS2), niż w kalejdoskopie wydarzeń, postaci i miejsc, jaki serwuje sequel.
Kolejne około fabularne problemy znajdują się w konstrukcji opowieści. LiS2 w dużej mierze przypomina pierwszy sezon The Walking Dead, tylko gorzej zrealizowany. LiS i BtS rozgrywały się na przestrzeni tygodnia. Wydarzenia były ciasno upchane, trzymały w jakimś napięciu i zawierały postacie, do których grający się przyzwyczajał. LiS2 rzuca nas od odcinka do odcinka, od miejsca do miejsca, od jednej ekipy do kolejnej. Między poszczególnymi epizodami są długie przerwy, np. po kilka miesięcy. Większość napotkanych postaci ma względnie istotną rolę do odegrania tylko w jednym odcinku. W pozostałych pojawiają się na moment lub jest o nich tylko wzmianka. Powodzenia w przywiązaniu się do kogokolwiek. Fakt – taka konstrukcja służy jednemu elementowi mechaniki, o którym za chwilę, lecz sprawia również wrażenie odhaczania listy zakupów zamiast przemyślanej opowieści.
W LiS mieliśmy cofanie czasu, w BtS pyskówki, tutaj mamy młodszego brata ze zdolnościami telekinetycznymi. No dobra, to nie brzmi ekscytująco, ale ma potencjał. Daniel jest małym, rozpieszczonym bachorem, który nie dość, że ma tę moc, to jeszcze jest podatny na wpływy. Naszym zadaniem jest ukształtować go tak, żeby wyszedł na ludzi. Istnieją dwa współczynniki, o których musimy pamiętać: braterskość oraz przystosowanie do życia w społeczeństwie. Ta pierwsze definiuje, czy Daniel będzie nas słuchać oraz stawiać nasze bezpieczeństwo nad wszystko inne, to drugie definiuje, jakich granic nie będzie przekraczać. W zależności od tego, jak go sobie wychowamy i decyzji podjętych po drodze, czeka nas jedno z bodajże siedmiu zakończeń. Na papierze wygląda to obiecująco. Szkoda tylko, że w praktyce niektóre z wyborów oraz dialogów są tak czarno-białe i skrajne, że poziom żenady rozwala skalę.
Graficznie LiS2 jednocześnie robi wrażenie i potrafi je zatrzeć równie skutecznie. Miejscówki, modele postaci, tekstury i animacje – to liczy się na plus. Świetnie rozplanowane, dużo bardziej różnorodne rozmiarem oraz wyglądem i dobrej jakości, stojące o poziom wyżej od poprzedników. Jednocześnie mimika twarzy jest niewiele lepsza od LiS, a BtS nadal zjada obie te odsłony na śniadanie bez popijania. Muzycznie – mniej ckliwych piosenek, a ogólny dobór utworów jest w porządku. Do aktorstwa nie ma jak się przyczepić. Interfejs uległ drobnym zmianom. Teraz wszystkie dostępne opcje dla danego obiektu są od razu wyświetlone. W niektórych przypadkach (np. jeśli Daniel może użyć mocy) dodatkowe są ukryte pod klawiszem. Jedynym zgrzytem, jaki odczułem w tej warstwie, był wybór istotnych linii dialogowych. Czasami pojawia się komiksowa chmurka z szybko uciekającym czasem. W kilku takich chwilach zanim wybierzecie jakąś kwestię, musicie potwierdzić osobnym klawiszem, że w ogóle chcecie dokonać wyboru, przez co bardzo łatwo dać ciała i uzyskać coś, czego nie zamierzaliśmy.
Na deser fajna ciekawostka. LiS2 posiada darmowy epizod, albo jeśli wolicie – demo: The Awesome Adventures of Captain Spirit. I tak – ono również jest uwzględnione we właściwej grze. Stan, w jakim zostawimy końcówkę tego epizodu, zostanie importowany do drugiego odcinka.
Podsumowując: Chciałem polubić LiS2, naprawdę. Dałem tytułowi szansę, ale jej nie wykorzystał. Opowieść ledwo trzyma się kupy nawet przy dużej dozie wyrozumiałości, postacie nie zapadają w pamięć, a całość wygląda na duże ambicje z taką sobie realizacją. Doceniam, że ktoś próbował zrobić coś innego od poprzedników, lecz wyszło, jak wyszło. Jeśli lubiliście wcześniejsze gry, możecie dać LiS2 szansę. Ja jednak nie mogę jej polecić, no chyba że w jakiejś mega dużej promocji, a i to musicie brać poprawkę, że jeżeli tytuł nie spodoba się wam, zainwestowanego czasu nie odzyskacie. Moja ocena: 3+.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz