niedziela, 2 sierpnia 2020

Justice League: War

W różnych zakątkach świata pojawiają się parademony zwiastujące nadejście Darkseida. Na tym etapie poszczególni superbohaterowie coś tam wiedzą o sobie, np. że po Metropolis lata kosmita, w Gotham siedzi Batman, Central City jest domeną Flasha, a Wonder Woman reprezentuje Themyscirę jako ambasador w USA.

Założenia fabularne są wzięte z historii pochodzenia Justice League z początku komiksowego uniwersum DC znanego jako New 52. Ta linia wydawnicza pojawiła się na rynku w 2011, a została zamknięta w 2016 roku. Jej początkiem był komiks Flashpoint, na podstawie którego stworzono film animowany The Flashpoint Paradox. Zadaniem New 52 było zresetowanie i unowocześnienie uniwersum. Jednak w przeciwieństwie np. do uniwersum Ultimate Marvela nie miało ono istnieć obok głównego, tylko je zastąpić. Niestety, efekt końcowy wyszedł mieszany. Postawiono na mroczny klimat, który nie zawsze pasował do serii. Co innego Batman, a co innego Teen Titans. Do tego niby zamierzano zacząć od początku, ale wielu (jeśli nie wszyscy, tego nie jestem pewien) bohaterów już działało od jakiegoś czasu. Ba, w ciągu pierwszych X lat działalności wciśnięto im kluczowe moment z POPRZEDNIEGO uniwersum, przez co idea resetu mijała się z celem. Na deser zaserwowano zmiany w osobowościach postaci, które czasami pasowały jak pięść do nosa.

O ile do aktorstwa, animacji, czy pierwszorzędnej rozwałki nie można się przyczepić, o tyle właśnie do innej interpretacji znanych herosów już tak. Superman w nowej wersji wychodzi jakoś tak bucowato. Nie czuć przy nim tej nadziei, tego idealizmu napawającego optymizmem. Wonder Woman nie przypomina już tylko nieco zagubionej w ludzkim świecie, ale nadal rozważnej kobiety. Tutaj niewiele jej brakuje do dzikuski, która wszystko chce traktować z piąchy. Cyborg wypada praktycznie tak samo, jak w innych adaptacjach, choćby Young Justice: Outsiders, podobnie Shazam. Najbliżej komiksowych wersji (niekoniecznie z N52) są Batman, Green Lantern i Flash.

Inna sprawa, że komiksowy origin JL w N52 nie jest powalający. Tak, jako akcyjniak nadaje się, ale tylko tyle. Wersja animowana, niestety, oddaje ten ton w dużej mierze, wliczając w to mroczniejszą naturę N52 (jest tam kilka scen, które mogą wystraszyć młodsze lub co bardziej wrażliwe osoby). Fabuła jest taka sobie, a niektóre dialogi lub zachowania postaci są zwyczajnie głupie, ale jeśli skupić się wyłącznie na demolce, nie ma na co narzekać.

Podsumowując: jeśli macie ochotę na świetnie animowaną rozpierduchę z podstawowym składem DC i przymykacie oko na tę interpretację postaci, jest to produkcja na 4, dobra na zrelaksowanie się. Jeśli jednak interpretacja postaci i wtopy scenariuszowe zaczynają wam doskwierać, ocena to 3. Na pewno w obu przypadkach warto choćby spróbować obejrzeć ten film, a czy wysiedzicie do końca, to już inna bajka.

P.S. Jako że jest to film wydany już w trakcie rozkręcanego MCU, więc i tutaj znalazło się miejsce na scenę po napisach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz