niedziela, 20 grudnia 2020

Queen’s Quest 3: The End of Dawn

Nie rozumiem idei tej serii. Do tej pory większość (jeśli nie wszystkie) gier typu hidden object miało powiązanie między tytułem, a fabułą. QQ3 jest drugą grą w serii, która takiego związku nie ma. Podobnie jak w QQ2, tak i tutaj kierujemy poczynaniami alchemiczki. Jedyne podobieństwo do pierwowzoru (oprócz przynależności gatunkowej) jest takie, że do pomocy mamy wróżkę. Żeby było jeszcze zabawniej, trzecia część z dwójką również nie ma nic wspólnego (poza kilkoma wspomnianymi już drobiazgami), a prowadzona alchemiczka jest zupełnie inną postacią.

Tym razem zagrożenie stanowi ktoś, kto chce uwolnić na świat smoka, przy okazji dostaje się naszej szkole. Jako że nasza bohaterka jest pupilką dyrektora, naturalnym jest, że musi wziąć udział w całej aferze, choć dopiero co zdała egzamin na alchemika. Tak, niby jest inny powód fabularny, ale jest on ledwie wspomniany i gdyby nie przypominajka w finale, nie pamiętałbym o nim przy pisaniu tego tekstu. Co tylko pokazuje, jak bardzo jest nieistotny.

Rozgrywka zajmuje około 5-6 godzin (włącznie z dodatkową miniprzygodą), w zależności od tego, czy po drodze się zdrzemniecie (nie żartuję, przynajmniej raz zdarzyło mi się przysnąć). Pierwsza godzina jeszcze tego nie zwiastuje, ale potem nie da się tego nie zauważyć. Każda lokacja działa w oparciu o ten sam schemat. Dosłownie, liczba w liczbę, przecinek w przecinek. Na każdym obszarze znajdziecie ze 3 interaktywne strefy i gwarantuję wam, że jeśli utknęliście gdzieś, to znaczy, że na zbliżeniu/w strefie zostawiliście jakiś przedmiot. A dlaczego go zostawiliście? Bo pomimo ładnej i klimaciarskiej grafiki niektóre obiekty zlewają się kolorami albo zostały umieszczone tak, że można nie skojarzyć, że to właśnie to trzeba podnieść. Dotyczy to także sekwencji hidden objet, których jak na gatunek jest zaskakująco niewiele. Przypadłością tych ostatnich jest także dziwny zakres reagowania na kliknięcie. W jednym z końcowych poszukiwań przedmiotów trzeba było kliknąć na róży. Gra nie reagowała, gdy klikałem na łodydze, więc szukałem dalej. Po chwili wróciłem do kwiatka i kliknąłem na pąku – poszło. Prędkość reakcji gry również pozostawia co nieco do życzenia. Bywało tak, że wypatrzywszy kilka przedmiotów, potraktowałem je serią kliknięć, ale jako że gra zaczęła odtwarzać animacje znikania/zaliczania dwóch pierwszych, pozostałe potraktowała jako kliknięcia w nieodpowiednie miejsce i musiałem jeszcze odczekać efekt zawrotów głowy bohaterki.

Zagadki i minigry to taki standard gatunku. Może ze dwie (lot balonem i podświetlanie odpowiedniej liczby połączeń) były czymś nowym/rzadziej stosowanym i wymagały kilku dodatkowych sekund myślenia, ale pozostałe były wtórne, nudne i prawie zawsze dotyczyły otwierania jakiegoś zamka. Co odbija się na decyzji o zakupie gry. Jeśli traficie na promocję typu 5 zł za tytuł i po prostu chcecie sprawdzić, jak szybko jesteście w stanie przelecieć przez taką grę, albo potrzebujecie usypiacza innego niż piguły – warto. Jeśli szukacie nie wymagającego przerywnika – w tej kategorii, nawet w hidden objects, są lepsze tytuły, ale w promocji można rozważyć. Pełnej ceny za tę część nie opłaca się płacić, a i na wyprzedaży warto się zastanowić. Moja ocena: 3.

P.S. Podtytuł jest bez sensu. Może ktoś chciał dać coś, co zabrzmi tajemniczo, a wyszedł bełkot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz