niedziela, 22 sierpnia 2021

The Sword of Succubus

Gdyby zestawić Sword z Tower (z którą jest sprzedawany jako jeden pakiet), to ten drugi tytuł nie był aż tak dużą zrzynką z Zeldy, jak mi się wydawało. Natomiast Sword bezczelnie kopiuje nawet Triforce. Jednocześnie ciężko mieć to za złe, gdyż w ostatecznym rozrachunku Sword jest jednak lepszą grą.

Wcielamy się w kolejnego sukuba (wbrew wyglądowi nie ma nic wspólnego z tym z Wieży, jedna sytuacja sugeruje nawet, że oba tytuły rozgrywają się równolegle). Po raz kolejny fabuła jest tak durna, że ciężko nie uśmiechnąć się pod nosem. Do domu naszej protagonistki wparowuje typ, który twierdzi, że jest lokalnym bohaterem i zbawcą, a z tego tytułu przysługuje mu dowolna pomoc, o jaką poprosi. Sprowadza się to do tego, że wpadł, żeby sobie poużywać, ale nie wziął poprawki na nasze demoniczne możliwości, przez co zeszło mu się w finale. Sukub wziął miecz niedoszłego wybawcy, co z automatu mianowało ją na nową bohaterkę. Dziewoja chyba nie ma nic innego do roboty, bo zamiast wyrzucić żelastwo w najbliższe krzaki lub do rzeki, zgadza się i rusza dowieść swej wartości w trzech próbach.

Do dyspozycji oddano 18 miejsc, a w nich dodatkowo kryjówki, miasto, jaskinie, lochy i inne atrakcje. Poruszanie się po krainie zawiera sporą dozę swobody, przy czym nie wszędzie wleziemy na dzień dobry. Tu i tam potrzebny będzie przedmiot fabularny, żeby utorować drogę, a gdzie indziej nowy ekwipunek. Mimo to poczucie wolności jest spore. Wręcz do tego stopnia, że chce się szlajać po okolicy choćby po to, żeby zdobyć fundusze na wszystko, co upatrzymy sobie w sklepikach i u rzemieślników.

Walkę nieco zmieniono w stosunku do Tower. Tym razem priorytetem są ataki wręcz, a dopiero potem dystansowe lub używanie dodatkowych przedmiotów. Jednak podobnie jak poprzednio, nadwątlone zdrowie oraz siły magiczne odzyskujemy poprzez wykorzystanie przeciwników w sposób, do którego sukub został powołany. Ba, rolę tego ostatniego zwiększono też pod kątem fabularnym, jak i w czynnościach pobocznych (można na tym zarabiać).

Golizny tym razem nijak nie da się uniknąć (już nawet pomijając wątek z prostytucją), więc jeśli komuś przeszkadza gatunek, musi poszukać innej produkcji. Zwłaszcza że humorystyczne podejście podkręcono jeszcze bardziej wprowadzając „surowiec”, jakim jest mleko sukuba (i tak, to jest jeden z powodów, dla których zwiększono rozmiar naszej bohaterki).

O dziwo tym razem poziom trudności jest dość zbalansowany. Nie ma wrażenia, że coś jest za łatwe albo tak trudne, że wymagany jest refleksu rewolwerowca na energetyku. W związku z czym każda zagadka, rozgryzienie taktyki na jakiegoś niemilca lub zwyczajne skopanie komuś zadka dają satysfakcję.

Grafika i udźwiękowienie to nadal okolice NESa, ale w porównaniu z Tower są bardziej zróżnicowane i milsze dla oka/ucha. Natomiast same animacje stoją na podobnym poziomie.

Szkoda tylko, że pomimo tych wszystkich zmian gra trwa mniej więcej tyle samo, co poprzedniczka. Gdy pokonałem ostatniego bossa, na liczniku miałem 5,5 godziny. Fakt, nie pamiętam, czy odblokowałem całą galerię, ale czas uwzględnia również farmienie pieniędzy potrzebnych na kompletne ulepszenie broni i zbroi. Wciąż jednak biorę pod uwagę, że jest to tytuł z pakietu i w promocji może śmiało być głównym powodem zakupu. Moja ocena: 4+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz