Ostatni film o Predatorze był do bani. Ja rozumiem, że cała seria nigdy nie była przesadnie ambitna, ale to nie usprawiedliwia traktowania widza jak idioty, który zaakceptuje każdą bzdurę. Odbiło się to na popularności serii do tego stopnia, że wielu oglądających zwyczajnie zapomniało, że w ogóle taki film powstał. I właśnie na takim gruncie przyszło autorom Prey wyhodować nową odsłonę. Co gorsza, zapowiedzi nie zwiastowały niczego dobrego.
Główna bohaterka, pochodząca z plemienia Comanche Naru, chce udowodnić, że podobnie jak mężczyźni może polować. Pal licho, że jest mniejsza od nich i słabsza fizycznie. Ta warstwa zalatuje współczesnymi poglądami, które nie wszędzie mają rację bytu. Nie mam pojęcia, czy w plemionach indiańskich faktycznie znajdowały się takie jednostki, którym nie w smak było wpisanie się w rolę narzuconą przez ich społeczeństwo, jednak mam nadzieję, iż rozumiecie, skąd te moje obawy. W dzisiejszym klimacie panującym w Hollywood wręcz obstawiano, że Predator połączy siły z Naru i będą walczyć przeciwko białym kolonistom. Mimo że opowieść jest fikcją, to jednak osadzono ją w realiach, które jak najbardziej miały miejsce i wolałbym, żeby te odzwierciedlono prawidłowo, nawet jeśli nie każdy lubi to, co w przeszłości ludzkość wyprawiała lub jak była zorganizowana.
Ok, ponarzekałem sobie na współczesne trendy, które mogą odstraszyć potencjalnego widza i powodują jedną wtopę fabularną. Co pozytywnego zaoferował mi Prey? Dużo rzeczy. Po pierwsze czuć klimat polowania. Zarówno postacie ludzkie (Comanche oraz Francuzi), jak i nowy Feral Yautja są pokazywani od tej strony. Każdy ma swoje metody, każdy podchodzi inaczej. Największym zaskoczeniem była dla mnie Naru. Nie jest ona babochłopem, nie nagina zasad fizyki pokonując dużo większych przeciwników w otwartej walce siłowej. Nie potrafi wszystkiego od razu jak Rey Palpatine. Poza tym jest uparta jak osioł. I BARDZO DOBRZE! Dziewczyna jest pomysłowa, kojarzy fakty, nowych umiejętności uczy się poprzez powtarzanie do zarzygania, popełnia błędy, wyciąga wnioski i biegnie dalej. W walce polega na szybkości, zwinności i pomysłowości. Nie robi wielkich pułapek z kawałów drzew, ani nie rzuca ogromnymi kamieniami, ale też potrafi umiejętnie i po swojemu wykorzystać otoczenie.
Po drugie: zdjęcia. Biorąc pod uwagę kreatywność, jaką wykazano się przy scenach walk (i mam tu na myśli zarówno te ze zwierzyną, jak i Predatorem), są one bardzo przejrzyste i łatwe do śledzenia. Nawet sporadyczne zbliżenia (bez których można się obyć, ale cóż…) niespecjalnie zakłócają odbiór. Wiele ujęć można spokojnie zastopować, żeby zrobić z nich tapetę na pulpit lub wydrukować w dużym formacie i dać na ścianę w antyramie.
Po trzecie: reszta. Wreszcie jest kogo pochwalić za aktorstwo. Pewnie, że nie będą to oscarowe kreacje, ale nie odrywają od seansu i nie sprawiają wrażenia oglądania filmu klasy Z. Choreografie są kreatywne i dynamiczne, nie nużą, ale i nie ciągną się w nieskończoność. Finałowe starcie wręcz zaskoczyło mnie tym, że trwało tak w sam raz na możliwości postaci. Do tego efekty specjalne, kostiumy i charakteryzacja świadczą o jakimś wysiłku włożonym w produkcję.
Na koniec ponarzekam na kilka pierdół. Największą z nich jest to, że Prey nie straszy i nie trzyma w napięciu. Ładnie wygląda i brzmi, ale nie sprawi, że będziecie siedzieć na krawędzi fotela z niepokoju. Trochę za bardzo stara się też naśladować pierwszego Predatora i przeważnie tylko po to, by pokazać, że chce to samo zrobić po swojemu. Np. Naru też wpada w błoto, jak Arnie… ale w zupełnie innych okolicznościach i w celu ogarnięcia innej umiejętności, zaś podobny patent na pokonanie kosmity uzyskuje po swojemu. Nawiązanie do pistoletu z Predatora 2 było kompletnie zbędne. Mało tego, wylądował w takich rękach, że jeśli chcą wyjaśnić, jak znalazł się w miejscu znanym z P2, potrzebują przynajmniej jeszcze jednego filmu… który poniekąd zapowiedziano w animacji przed napisami końcowymi. No i zakończenie nie jest jakieś specjalnie udane. Naru może wygrała i była motorem napędowym fabuły, lecz w rezultacie przez nią zginęli wszyscy wojownicy/łowcy, więc cały ciężar ochrony, zapewnienia żarcia i wyszkolenia nowych spada na nią. Nie wspominając o potencjalnym sequelu, w którym zagrożenie może być większe.
Prey może się podobać, zwłaszcza jeśli nie znacie lub nie przywiązujecie wagi do poprzednich odsłon serii. Może też być tylko Ok, bo jednak na wielu płaszczyznach jest produkcją wtórną przez niepotrzebne kopiowanie oryginału. Przez co dla mnie jest to: 3+, podczas gdy dla innych może to być: 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz