niedziela, 3 listopada 2019

The Predator (2018)

Na Ziemię przylatuje kolejny przedstawiciel rasy Yautja. Oddział żołnierzy, który ma wątpliwą przyjemność przebywać w okolicy, zostaje zabity niemal w całości. Głównemu bohaterowi udaje się załatwić kosmitę. Jednak wiedząc, jak działa rząd, postanawia zebrać tyle kosmicznych zabawek, ile może i wysyła je na swoją skrytkę pocztową. Pech chce, że ta została zlikwidowana, przez co przesyłka trafia do jego domu, a tym samym do jego syna, który dzięki „magicznej mocy” autyzmu rozpracowuje technologię Yautja. W tym samym czasie dzieją się dwie rzeczy: a) Predator z początku filmu okazuje się całkiem żywy i wyrywa się z laboratorium, do którego trafił; b) aktywowana technologia wysyła sygnał w kosmos, zaś ten przechwytuje inny Yautja, który na jego podstawie postanawia lecieć na Ziemię. Na deser otrzymujemy autobus pełen żołnierzy, których rząd uznał za czubków, nadgorliwą panią naukowiec, nadgorliwych przydupasów rządu i predatoro-psy…

Jeśli cokolwiek z tego zabrzmiało ciekawie, to śpieszę poinformować, że takie nie jest. Jeśli myśleliście, że niżej niż AvP nie da się upaść, to się myliliście. Jeśli nastawiacie się na dobrą zabawę w gronie podchmielonych współwidzów i rzucanie głupich komentarzy – już lepiej obejrzyjcie AvP… nawet dwójkę, w tych samych warunkach.

Wciąż nie mogę się nadziwić, jakim cudem facet (Shane Black), który brał udział w pisaniu Lethal Weapon 1-4, a nawet współtworzył i grał w oryginalnym Predatorze (ten od dowcipów o cipce swojej dziewczyny) mógł stworzyć coś tak słabego. W tym filmie nie ma absolutnie nic ciekawego. Akcja przypomina potwora Frankensteina – jakby ktoś zlepił całość z kilku filmów, tylko mniej przemyślanie. Aktorzy nie mają się czym popisać pomimo tego, że w obsadzie jest kilka znanych nazwisk. Humor jest na żenująco niskim poziomie, a do tego dowcipkowanie na temat nazwy dla kosmity doszczętnie rozwala czwartą ścianę. Zabójstwa są słabe, przy walkach się ziewa, a postacie są tak napisane, że tylko czekamy, kiedy wreszcie ktoś je usiecze. Autyzm został sprowadzony do roli mistycznej mocy, która ma rozwiązanie na wszystko i chroni przed przeciwnościami scenariusza. Autentycznie jest to jeden z najgłupiej napisanych autystyków, jakich widziałem w filmach lub serialach, a widziałem sporo.

The Predator to kwintesencja zmarnowanego czasu tak producentów, jak i każdego, kto go obejrzy. Moja ocena: 1.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz