Kraglin opowiada Draxowi i Mantis o tym, jak Yondu rzekomo zepsuł święta Peterowi, który od tamtej pory ich nie obchodzi. Mantis postanawia, że w tym roku uratują święta specjalnie dla Star Lorda. Jak? Przywiozą mu największego bohatera ludzkości! Człowieka, który ratuje miasta tańcem, a łotrów pokroju Jasona Voorheesa zjada na śnadanie – Kevina Bacona! Tutaj zaczyna się cała heca, bo po pierwsze: Mantis do pomocy bierze tylko Draxa. Po drugie: żadne z nich nie wie, gdzie na Ziemi mieszka Kevin. Po trzecie: żadne nie wie, jak zachować się na Ziemi (co nie przeszkadza im imprezować na całego). Po czwarte... no to już wynika z różnic między tym, kim Kevin Bacon jest, a jak go przedstawił Peter.
Tytuł w zasadzie doskonale oddaje to, czym jest Holiday Special. Taki czterdziestominutowy (i co śmieszniejsze kanoniczny) spinoff lub odcinek serialu.. bez serialu. Historia jest lekka, zabawna, głupawa i nadaje się akurat na krótkie, relaksacyjne posiedzenie przed telewizorem z drinkiem w ręku. Jeśli coś przykuwa uwagę, to Knowhere, które w świątecznym wydaniu robi wrażenie. Aktorsko i muzycznie jest tak samo, jak w dużych filmach o Strażnikach.
W trakcie seansu zazgrzytały mi dwie rzeczy. Jedną jest robienie tajemnicy z tego, że Mantis to przyrodnia siostra Quilla. Serio? Nawet średnio rozgarnięty widz mógł wpaść na ten pomysł po seansie Guardians of the Galaxy Vol. 2, pomimo iż nigdzie taki tekst się nie przewija. Po drugie (takie humorystyczne czepianie się) Kevin Bacon jako Kevin Bacon. Nie wiem, na ile autorzy byli świadomi, ale importowali pana Bacona wraz z całą jego filmografią do uniwersum. Dla tych, co nie ganiają na każdy film o trykociarzach, Kevin grał w X-Men: First Class. Jeśli MCU czasowo leci równolegle do nas, to w tym uniwersum również miało miejsce przed pojawieniem się mutantów. Raczej nikt tego szczegółu nie uwzględni (no może Deadpool), ale ciężko mi było nie parsknąć śmiechem po uświadomieniu sobie.
Z jednej strony to fajne, że jeszcze można trafić w MCU na twory, które nikogo nie osądzają, nie moralizują, tylko opowiadają historię, po której można poczuć się lepiej. Z drugiej szkoda, że to pojedyncze sztuki. Moja ocena: 4.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz