W powieści Dracula jest taki spory kawałek opisujący podróż szkunera Demeter z Rumunii do Anglii. Efektem końcowym jest zawinięcie statku podczas burzliwej nocy do portu w Londynie. Na jego pokładzie nie ma nikogo oprócz jednego trupa przywiązanego do steru. Tak też mniej więcej pokazują ten rozdział inne adaptacje: statek wypływa i/lub od razu trafia do Londynu. Widz od początku wie, że to wina Drakuli i jego nadnaturalnych mocy, ale jeśli ktoś nie czytał oryginału (którego forma może skutecznie dziś odstraszyć bardziej, niż treść), może chciałby wiedzieć więcej? Teraz ma szansę, gdyż The Last Voyage of the Demeter skupia się wyłącznie na tym segmencie.
Uprzedzam, iż rzucę jednym spoilerem związanym bezpośrednio z filmem. Nie będzie to zakończenie, choć to ciężko zespoilować, jeśli ktoś zna oryginał lub obejrzy dokładnie pierwszą scenę w tym filmie. Spoiler jest związany z obecnością jednej postaci. Jak chcecie go uniknąć, zapraszam do następnego akapitu. Zostali sami chętni? Ok. Swego rodzaju wyznacznikiem bezpardonowego horroru jest to, do jakiej grupy wiekowej jest kierowany i/lub jak obchodzi się ze swoimi postaciami. Jeśli horror ma grupę wiekową PG-13 lub w okolicach, najczęściej jest to płytkie straszydło oparte prawie w całości o wyświechtane jump scare’y. Jeśli obraz ma oznaczenie R, zaczyna się robić ciekawiej. Jest szansa na sporą ilość krwi, bluzgi, goliznę i tematykę nieodpowiednią dla nieletniego. Ale to nadal jeszcze nie jest przekroczenie granicy. Są pewne normy, powiedzmy społeczne, których autorzy nie lubią lub nie chcą przekraczać. Np. zabójstwo grupy pijanych nastolatków jest powszechnie akceptowane na ekranie, ale znam osoby, które nie obejrzały Johna Wicka tylko dlatego, że ginie tam jeden pies. Jak to się przekłada na omawiany film? Wśród załogi znajduje się mały syn kapitana. Autorzy mogli pójść w banał i oszczędzić go, bo to dziecko, tylko jak to miałoby się do potwornej natury zabójcy? Twórcy chyba wyszli z podobnego założenia, bo syn nie dość, że ginie, to ma chyba jedną z najdłuższych scen zgonu, gdyż wampir wysysa z niego dużo więcej krwi, niż w innych pokazanych zabójstwach. A na tym się ten wątek nie kończy.
Od strony technicznej nie mam się do czego przyczepić. Ten film jest nakręcony bardzo klimaciarsko. Od ujęć, przez oświetlenie, kostiumy, rekwizyty, po efekty specjalne – każdy element robi wszystko, by oddać klimat epoki, zaszczucia, klaustrofobii i osamotnienia w walce z siłami zła. Drakula nigdy nie jest nazwany z imienia, choć informacja o bazowaniu na zapiskach kapitana opublikowanych w książce Dracula pojawia się w filmie dwukrotnie. Niemniej jednak wiadomo o kogo chodzi i tu mamy okazję zobaczyć jego potworną wersję. Fanom gier komputerowych wygląd potwora może kojarzyć się z serią Legacy of Kain. Innym przyjdzie na myśl Hotel Transylvania 2, a pozostali mogą się zdziwić. Jest krwawo, jest ponuro, zaś aktorzy dają z siebie tyle, żeby nie posądzać ich o bycie integralną częścią konstrukcji okrętu.
Problemem był dla mnie niemal całkowity brak napięcia. Pierwsze 2/3 filmu oglądałem z zaciekawieniem, ale finał już mnie znudził. Składa się na to kilka rzeczy. Po pierwsze – znajomość oryginału. Po drugie, zakończenie pokazane w otwarciu filmu w taki sposób, że jakiekolwiek próby wprowadzania zwrotów akcji nie mają sensu. Po trzecie, brak logiki. Żeby wciągnąć się w filmy o zabójcach, potworach i im podobnych, przeważnie trzeba sporo wybaczyć. Niestety, finałowy plan pokonania poczwary jest tak durny, że od tej pory częściej zerkałem na zegarek, niż na ekran.
Z tym ostatnim wiąże się też moja ocena. Jeśli wyłączyć myślenie i cieszyć się wysiłkami twórców, The Last Voyage of the Demeter to odpowiednio krwawy, klimaciarski horror o potworze polującym na ludzi. Ten wariant zasługuje na 4. Niestety, jeśli wziąć pod uwagę świadomość tego, jak film się kończy, a do tego nie ignorować dziur w logice, lecimy do 3+ na zasadzie: No widać, że starali się, ale szkoda, że nie do końca wyszło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz