niedziela, 13 kwietnia 2025

Chucky – Season 1

Cult of Chucky zostawił serię w ciekawym, ale trudnym fabularnie punkcie. Reboot ni cholery niczego nie ułatwił. W związku z tym do serialu podchodziłem z niemałymi obawami.

Sam początek też nie napawał optymizmem. Kojarzył się z naprawdę niskobudżetowymi slasherami wypchanymi stereotypami. Chucky trafia w ręce odludka, którego pasją jest tworzenie makabrycznych rzeźb z lalek. Czyli co, powtórka z Andy’ego Barclaya, ale jako że to nastolatek, to będzie bardziej podejrzany niż poprzedni protagonista? Wszystkie uprzedzenia poszły w cholerę pod koniec pierwszego odcinka. Chucky wrócił z przytupem!

Nie będę streszczał całego serialu, wystarczy, że powiem: Chucky zabija, o jego możliwościach dowiaduje się coraz więcej dzieciaków, kolejne trupy padają w wymyślny i krwawy sposób, pojawia się coraz więcej postaci z przeszłości psychola, a całość jest przerywana wspomnieniami z okresu sprzed pierwszego filmu. Rezultatem jest prawdziwa uczta dla fana laleczki. Chucky nie dość, że kontynuuje wszystkie filmy (co prawda do takiej trójki odnosi się tylko jednym, zdaniem (wzmianka o pobycie w szkole wojskowej), ale nie pomija żadnej), to jeszcze to robi w sposób charakterystyczny dla serii (coraz bardziej wymyślne moce voodoo, byle tylko siać chaos). Przy okazji odpowiadam na pytanie: Czy trzeba znać wszystkie poprzednie produkcje? Jeśli chce się czerpać 100% satysfakcji, to oprócz rebootu tak. Niby czasem trafią się urywki filmów, lecz te stanowią wyłącznie uzupełnienie historii. Bez kontekstu rzadko która cokolwiek wyjaśnia.

Muszę też wspomnieć o drugiej rzeczy, która mnie zaskoczyła. Autorzy oprócz robienia sobie krwawych heheszków, straszenia widza i wprowadzania coraz większego zamętu poruszają kilka dość istotnych problemów dotyczących młodzieży. Chucky nie stroni od dyskusji o samobójstwie, stanie zdrowia psychicznego, skutkach znęcania się. Szkoda tylko, że dokładnie ten aspekt zawiera kilka minusów. Pierwszym jest dość pobieżne potraktowanie każdego z problemów. Drugim jest trochę dziwna decyzja odnośnie głównego bohatera. Otóż jego największym sekretem nie jest osobliwe hobby, tylko to, że jest gejem. Gdyby to były lata osiemdziesiąte, jego obawy byłyby dużo bardziej zasadne. Współcześnie? No pewnie znalazłby się matoł, który by go za to gnębił, ale na pewno nie w stopniu, jaki sobie wyobraża bohater. Ostatecznie Chucky to nie doktorat na temat młodzieży i jej problemów. Oba minusy to raczej czepialstwo z mojej strony, gdyż na tyle, na ile uwzględniono te dywagacje, wypadają odpowiednio naturalnie w serialowej rzeczywistości. Zwłaszcza iż katalizatorem kilku z nich jest Chuck. Zamiast własnych natrętnych obaw, czy diabełka na ramieniu, wątpliwości i czarne myśli podsyca kurduplowaty morderca. Gdy jego słowa trafiają na podatny grunt, można się poczuć nieswojo.

Bardziej zasadnym argumentem przeciwko show jest jego nierówne tempo scen z antagonistami. Tak – liczba mnoga. Nie chodzi o lalkę, tylko te z Jennifer Tilly, Fioną Dourif oraz niektóre retrospekcje. No zwyczajnie dałoby się kilka z nich skrócić, bo widz już wie, czego oczekiwać, ale serialowi wcale się nie śpieszy, by to pokazać. I właśnie dlatego pierwszy sezon dokonań morderczej zabawki dostaje tylko: 5-.

niedziela, 6 kwietnia 2025

Andrzej Sapkowski – Rozdroże kruków

Do nowego Wiedźmina podchodziłem bardzo sceptycznie. Pierwszym powodem był Sezon burz, który zwyczajnie mnie wkurzył swoim badziewiarstwem. Drugim powodem jest to, że Rozdroże kruków to prequel. Saga wiedźmińska w postaci książkowej ma definitywne zakończenie i jeśli pan Sapkowski chce coś do niej dopisać, to wokół istniejącego materiału. Tym razem padło na młodzieńcze lata Geralta, gdy na szlaku jest od niedawna, ale samo Kaer Morhen jest już po słynnym pogromie. Zresztą wydarzenia związane z tym ostatnim stanowią oś fabuły Rozdroża.

Zaczyna się od tego, że Geralt jak zwykle wtrącił się między wódkę, a zakąskę. Od razu naszła mnie myśl, że dalej znowu będzie lista odhaczanych banałów mających podkreślić wyższość Wiedźmina literackiego nad komputerowym, a tu niespodzianka. Nie dość, że dzięki obecności kilku postaci zwykły schemat wiedźmina i roboty przebiega inaczej, to jeszcze korespondencja między bohaterami pobocznymi dopełnia klimatu. Intryga nie jest przez nikogo streszczana, tylko rozwija się naturalnie, zaś zasięg wydarzeń jest większy od tego z opowiadań, lecz mniejszy od sagi. Autor nie doi do oporu motywu z przerabianiem znanych utworów na wiedźmińskie realia. Fakt, taki zabieg nadal tu jest, ale autentycznie czuć, iż to tylko dodatek, a nie jedyny pomysł, bo zabrakło innych. Przy okazji nie jestem pewien, czy nie inspirował się trochę grami, gdyż pada tu więcej informacji na temat innych szkół i postrzegania ich przez społeczeństwo, których nie kojarzę z poprzednich książek.

Bardzo podoba mi się, iż Geralt uczy się ponad to, co wyniósł z Kaer Morhen. Ma swojego tymczasowego mentora, a i od życia dostaje niejedną lekcję. Fajnie też dla odmiany poczytać, iż nie wszyscy próbują go robić w konia, że jest spora grupa ludzi autentycznie wdzięcznych za pomoc i gotowych zapłacić wyznaczoną cenę. Ba, nawet rady są niekiedy udzielane tak rozsądnie, że aż chce się ich posłuchać. Przy finale zastanawiałem się tylko, czy nie dałoby się rozwiązać go inaczej, gdyż sytuacja jest dramatyczna, ale przez wzgląd na istnienie pozostałych książek, nijak nie powoduje napięcia. Z drugiej strony z tych samych powodów jest to chyba najbardziej optymalne zakończenie i kolejna lekcja dla Geralta.

Przez Rozdroże kruków leci się w zawrotnym tempie. Rozdziały i przerywniki są krótkie i napisane tak, by od razu chcieć przewrócić stronę, a tych jest raptem 300, więc na bardzo upartego jest to lektura na 1-2 wieczory. I znowu – z jednej strony chciałoby się więcej tak napisanego Wiedźmina, z drugiej, zważywszy na konstrukcję powieści, objętość jest w sam raz. W moich oczach pan Sapkowski zrehabilitował się za słaby Sezon burz. Polecam Rozdroże kruków absolutnie każdemu fanowi Geralta. Spojrzenie na uniwersum z jego dużo młodszej perspektywy nadało powiewu świeżości. Liczba odniesień do wydarzeń z poprzedników jest mała i nie przesłania właściwej historii. Czy da się to czytać w przypadku nieznajomości poprzednich książek? Jak najbardziej. Niezależnie od kolejności czytanie o tym, jak zmienił się świat daje sporo frajdy. Moja ocena: 5.