Sam początek też nie napawał optymizmem. Kojarzył się z naprawdę niskobudżetowymi slasherami wypchanymi stereotypami. Chucky trafia w ręce odludka, którego pasją jest tworzenie makabrycznych rzeźb z lalek. Czyli co, powtórka z Andy’ego Barclaya, ale jako że to nastolatek, to będzie bardziej podejrzany niż poprzedni protagonista? Wszystkie uprzedzenia poszły w cholerę pod koniec pierwszego odcinka. Chucky wrócił z przytupem!
Nie będę streszczał całego serialu, wystarczy, że powiem: Chucky zabija, o jego możliwościach dowiaduje się coraz więcej dzieciaków, kolejne trupy padają w wymyślny i krwawy sposób, pojawia się coraz więcej postaci z przeszłości psychola, a całość jest przerywana wspomnieniami z okresu sprzed pierwszego filmu. Rezultatem jest prawdziwa uczta dla fana laleczki. Chucky nie dość, że kontynuuje wszystkie filmy (co prawda do takiej trójki odnosi się tylko jednym, zdaniem (wzmianka o pobycie w szkole wojskowej), ale nie pomija żadnej), to jeszcze to robi w sposób charakterystyczny dla serii (coraz bardziej wymyślne moce voodoo, byle tylko siać chaos). Przy okazji odpowiadam na pytanie: Czy trzeba znać wszystkie poprzednie produkcje? Jeśli chce się czerpać 100% satysfakcji, to oprócz rebootu tak. Niby czasem trafią się urywki filmów, lecz te stanowią wyłącznie uzupełnienie historii. Bez kontekstu rzadko która cokolwiek wyjaśnia.
Muszę też wspomnieć o drugiej rzeczy, która mnie zaskoczyła. Autorzy oprócz robienia sobie krwawych heheszków, straszenia widza i wprowadzania coraz większego zamętu poruszają kilka dość istotnych problemów dotyczących młodzieży. Chucky nie stroni od dyskusji o samobójstwie, stanie zdrowia psychicznego, skutkach znęcania się. Szkoda tylko, że dokładnie ten aspekt zawiera kilka minusów. Pierwszym jest dość pobieżne potraktowanie każdego z problemów. Drugim jest trochę dziwna decyzja odnośnie głównego bohatera. Otóż jego największym sekretem nie jest osobliwe hobby, tylko to, że jest gejem. Gdyby to były lata osiemdziesiąte, jego obawy byłyby dużo bardziej zasadne. Współcześnie? No pewnie znalazłby się matoł, który by go za to gnębił, ale na pewno nie w stopniu, jaki sobie wyobraża bohater. Ostatecznie Chucky to nie doktorat na temat młodzieży i jej problemów. Oba minusy to raczej czepialstwo z mojej strony, gdyż na tyle, na ile uwzględniono te dywagacje, wypadają odpowiednio naturalnie w serialowej rzeczywistości. Zwłaszcza iż katalizatorem kilku z nich jest Chuck. Zamiast własnych natrętnych obaw, czy diabełka na ramieniu, wątpliwości i czarne myśli podsyca kurduplowaty morderca. Gdy jego słowa trafiają na podatny grunt, można się poczuć nieswojo.
Bardziej zasadnym argumentem przeciwko show jest jego nierówne tempo scen z antagonistami. Tak – liczba mnoga. Nie chodzi o lalkę, tylko te z Jennifer Tilly, Fioną Dourif oraz niektóre retrospekcje. No zwyczajnie dałoby się kilka z nich skrócić, bo widz już wie, czego oczekiwać, ale serialowi wcale się nie śpieszy, by to pokazać. I właśnie dlatego pierwszy sezon dokonań morderczej zabawki dostaje tylko: 5-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz