Seria wpisów dotyczących czterech pierwszych gier cyklu była niejako przygotowaniem się na ten film. Odświeżyłem sobie także pierwszy kinowy Silent Hill, który mimo zmian i uproszczeń w stosunku do oryginału oraz głupie wyłożenie kawy na ławę w końcówce seansu podobał mi się na tyle, by dać mu szkolną czwórkę. W przypadku Revelation mój niepokój narastał stopniowo. Pierwszy zgrzyt poczułem przy obejrzeniu zwiastuna. Wyglądał efekciarsko, ale coś było nie tak. Drugie podejście zrobiłem po przejściu Silent Hill 3, który mimo strasznie bełkotliwych dialogów był bardzo prosty w swej konstrukcji i odbiorze. Revelation na jego tle sprawiał wrażenie kompletnego bałaganu na rzecz wspomnianego efekciarstwa. Trzecia sytuacja to już nie zgrzyt, to uderzenie młotem w brzuch, a potem poprawienie w potylicę.
SHR stara się podążać ścieżką fabularną nakreśloną przez Silent Hill 3. Jak już wspomniałem, SH3 jest w swej konstrukcji prosty, tak więc bezpośrednie przeniesienie akcji na wielki ekran byłoby cokolwiek kiepskim pomysłem. W tej sytuacji efekt końcowy jest co najmniej ironiczny, gdyż seans miejscami i tak prezentuje się jak gameplay z gry (zwłaszcza w bezsensownych sekwencjach z potworami, które umieszczono chyba tylko po to, by usprawiedliwić wersję 3D).
Nie będę owijał w bawełnę, niewiele rzeczy podobało mi się w Revelation. Do tych pozytywnych zaliczam odniesienie do wizerunku Harry'ego z Shattered Memories (okulary), dobór aktorki do roli Heather, powrót Seana Beana oraz smaczki typu kierowca ciężarówki podwożący Heather, konwój policyjny transportujący więźniów drogą wiodącą do Silent Hill, czy tekst Alessy mówiący tym, że każdy, kto trafi do Silent Hill, przeżywa tam własny koszmar. Cała reszta jest zwyczajnie do dupy.
Wiele postaci zostało tak durnie przedstawionych, że widz się zastanawia, po jaką cholerę one w ogóle tam są. Douglas pojawia się dosłownie na kilka minut, wygłasza dialogi zbliżone do tych z gry, po czym szlag go trafia. Nie ma żadnego odkupienia za przeszłość, ba, nie ma żadnej przeszłości. Vincent nie prowadzi już popieprzonej gry z Claudią, teraz jest typowym love interest głównej bohaterki z filmów o amerykańskiej młodzieży, a do tego synem pani Wolf. W ogóle sam fakt, że wciela się w niego Kit Harington oraz pamiętając, że w tym filmie gra też Sean Bean, sprawia, że rzucane od czasu do czasu „The darkness is coming.” brzmi komicznie. Claudii jako takiej jest niewiele (choć kudos za obsadzenie Carrie-Ann Moss), z kolei Leonard w wykonaniu Malcolma McDowella to typowy starzec-szaleniec ze slasherów. Wszystkie wyjaśnienia (a tych jest zdecydowanie za dużo: powrót Sharon/Heather z mist world z pierwszego filmu oraz CAŁA fabuła Revelation wyłożona przez Vincenta między 30, a 40 minutą) są obrazą dla intelektu oglądającego. Ma się wręcz wrażenie, że twórcy mówią: nie chce nam się kombinować, jak kryć tajemnicę do końca, tu macie wszystko, a teraz podziwiajcie efekty. Do tego dochodzi BRAK atmosfery grozy. Wszystkie sceny, które miały za zadanie straszyć widza, są oparte o najbardziej prostacki zabieg w historii kina: jump scares, które straszą nie zawartością, tylko skokami głośności w warstwie dźwiękowej. No kurwa mać, dwie najważniejsze rzeczy – niedomówienia i świetnie zbudowana atmosfera zagrożenia – zostały kompletnie zrąbane... I to ma być Silent Hill?! Już nawet nie będę komentował ichniego źródła pochodzenia Piramidogłowego, ani ostatniej sceny z jego udziałem. Może ktoś, kto nie grał w SH2, przełknie te informacje, ja się tylko wkurzałem.
Kolejny zarzut, który jest powieleniem grzechów pierwszej filmowej adaptacji, to dobór muzyki. Na potrzeby SH zebrano co lepsze kawałki z czterech gier i powrzucano je bez ładu i składu do filmu (chodzi przede wszystkim o brak fabularnego kontekstu, jaki towarzyszył oryginalnym doborom muzyki do scen). Revelation idzie dalej, bo posiada może ze 2 z utworów z konsolowych protoplastów i remiksuje je oraz nadużywa do zarzygania.
Szczytem bzdury jest polskie tłumaczenie tytułu. Silent Hill Apokalipsa. Serio?! Objawienie komuś nie pasowało?! To może wzorem ostatniego Resident Evil (który został przetłumaczony z Retribution na paskudnie brzmiącą Retrybucję) dajmy Rewelację?!
Nie będę pisał, że kto jest fanem (albo nie), temu film się spodoba (lub nie). Każdy musi się sam przekonać. Mnie Silent Hill Revelation spodobał się tak bardzo, że najlepszą rzeczą z seansu był zwiastun Hobbita (który i tak widziałem już kilkakrotnie w internecie). Niech to mówi samo za siebie. Moja ocena: 2-.
wtorek, 13 listopada 2012
środa, 31 października 2012
Silent Hill 4: The Room

Henry Townshend jest niczym nie wyróżniającym się mieszkańcem South Ashfield, miejscowości położonej niedaleko Silent Hill. Pewnego dnia odkrywa, że nie może opuścić swojego mieszkania: na drzwiach zawieszono liczne łańcuchy z kłódkami, szyb nie da się wybić, nawet krzyków nikt nie słyszy. Jakby tego było mało, Henry'ego stale nękają koszmary, a jedynym wyjściem zdaje się być dziura, która pojawiła się w ścianie łazienki.








Wskutek braku motywacji do SH4 musiałem się wręcz zmuszać, a gdy wreszcie grę ukończyłem, z radością wywaliłem ją z dysku. Dobra muzyka, ciekawa historia antagonisty oraz pomysły typu historia stojąca za Water Prison to zbyt mało, by zachęcić do sięgnięcia po The Room. Moja ocena: 2+.
Magnum Sal
Ten wstęp doskonale oddaje klimat oraz cel gry. Gracze wcielają się w sztygarów zarządzających drużynami górników. Każdy z nich rozpoczyna z czterema górnikami w ekipie. Kolejnych będzie można wynająć w karczmie w trakcie rozgrywki. Celem jest uzbieranie jak największej ilości gotówki w ciągu trzech tygodni czasu gry.
Każde z miejsc może być odwiedzone tylko raz na turę. Szyb wodny i karczma zostały już wspomniane. Do tego dochodzi m.in. Targ, na którym możemy sprzedać nadmiar posiadanej soli, lub kupić potrzebne nam kostki (jeśli są dostępne); Warsztat, gdzie produkowane są przydatne narzędzia oraz wydawane są glejty; Zamek, do którego udamy się, ilekroć będziemy chcieli zrealizować królewskie zamówienie na sól. Takie zamówienie zapewnia przyzwoity dochód dla osoby realizującej, a dodatkowo przyczynia się do postępu fazy.
Wykonanie jest solidne i cieszy oko. Plansza, karty i żetony są odpowiednio grube. Grafiki są pełne szczegółów i szczególików tworzących bardzo przyjemny klimacik. Pionki i znaczniki wykonano z drewna, co dla niektórych będzie zaletą. Instrukcja zaskakuje swoją grubością. Głównie dlatego, że zawiera 3 wersje językowe: polską, angielską i niemiecką. W związku z tym, że w samej grze (plansza, karty itd.) nie ma nic do tłumaczenia, taki zestaw jest gotowy do dystrybucji na 3 różne rynki jednocześnie. W przeciwieństwie do niechlubnej tradycji gier Fantasy Flight Games tutaj wypraska sensownie wypełnia przestrzeń pudełka i trzyma zawartość (zwłaszcza jeśli poupychamy ją w woreczki strunowe) tak, by nie latała po całym pudełku.
P.S. Fotografia okładki jest autorstwa Piotra Terepko, zdjęcia z rozgrywki są autorstwa K6. Egzemplarz gry pochodzi z salonu gier planszowych Gratosfera w Suwałkach.
Subskrybuj:
Posty (Atom)