[Dziwnym trafem ten tekst mi się zawieruszył przy przenoszeniu i stąd to jego niechronologiczne wystąpienie względem pozostałych. Oryginalny wpis pochodzi z dnia 10 czerwca 2009.]
Zapewne sporo osób kojarzy firmę City Interactive. Ja miałem okazję zapoznać się z produktami tejże firmy dzięki jej gościnnym występom w Kaszanka Zone w CD-Action. Sam dział należy do moich ulubionych, bo recenzje są pisane bardzo specyficznie. Wracając do meritum sprawy. EGM, jak każdy czytelnik CDA wie, zajmuje się recenzjami gier przygodowych. W którymś numerze pojawił się tekst na temat Art of Murder. Czytam z przyjemnością, że oto trafiła się gra przygodowa z kryminałem w tle. Jako fan takich gier jak Jack Orlando, Post Mortem, Still Life, Police Quest czy Blue Force i tej nie mogłem odpuścić. Problem w tym, że przez recenzję przewinęła się nazwa wspomnianej wcześniej firmy. No i powstał dylemat: wziąć pod uwagę poprzednie produkcje, czy posłuchać znawcy gatunku? Stwierdziłem, że posłucham EGMa. Wczoraj właśnie skończyłem Art of Murder. Wisiała na mojej playliście kawał czasu, ale się doczekała. Teraz mogę napisać, jak mi się podobało.
Jak to w przypadku przygodówek o służbach bezpieczeństwa / detektywach bywa: jest morderca, są ofiary, a my staramy się znaleźć tego pierwszego, zanim powiększy się grono tych drugich. Gra się przyjemnie i bez dłuższych przestojów. Jedynym mankamentem jest to, że jeśli ma się jakiś staż w grach przygodowych, to Art of Murder może wydać się za proste i przejdzie się przez nie jak gorący nóż przez masło. Jeśli zaś dopiero zaczynasz swoją znajomość z tym gatunkiem, to Art of Murder stanowi doskonałe wyłożenie podstaw i prawideł rządzących takimi grami.
Śledztwo śledztwem, ale czy coś jeszcze można tu napisać? Ano można. Graficznie gra jest dobra. Tła są szczegółowe i dają bardzo przyjemne uczucie oldschoolu. Postacie również są w porządku, przynajmniej jeśli chodzi o wygląd, bo z animacją jest już problem. O ile główna bohaterka rusza się w każdej sytuacji płynnie i, można rzec, naturalnie, to pozostałe postacie przywodzą na myśl przysłowiową muchę w smole. Wygląda to tak, że albo mają spowolnione ruchy, albo niewiele klatek animacji. Niby drobiazg, ale zauważalny.
Dźwięk jest kapitalny. Niezależnie od lokacji (od Nowego Jorku nocą po urokliwe Peru skąpane w słońcu) muzyka tworzy posępny nastrój i przyprawia o obawy, że już zaraz może się coś niemiłego zdarzyć. Utworów nie jest wiele, ale ich jakość oraz sposób, w jaki działają, są bezapelacyjnie jedną z największych zalet gry. Dialogi są miejscami dowcipne (aluzje do filmów/muzyki/gier są zabawne), czasami są powolne, ale ogólnie to solidna robota.
Tak jak wspominałem: jeśli dopiero zaczynasz grać w przygodówki, śmiało sięgaj po Art of Murder. Weterani: jeśli akurat nie macie żadnej przygodówki na tapecie, to też możecie zagrać. Fakt, że skończycie ją dużo szybciej, ale wciąż zapewnicie sobie godziwą rozrywkę. Tak więc wielki plus dla City Interactive, oby tak dalej.