niedziela, 9 grudnia 2018

Solo: A Star Wars Story

Biorąc pod uwagę, jakie opinie zbierają produkcje spod znaku Star Wars, odkąd markę przejął Disney, Solo nie mógł mieć łatwego startu. Przez jakiś czas zastanawiałem się też, czy ze mną wszystko w porządku, gdyż The Last Jedi również nie jest lubiany, a ja bawiłem się na nim całkiem dobrze. Byłem tak bardzo niepewny swojego zdania, że nie chciałem wracać do tego filmu, ale na rzecz Solo postanowiłem się przemóc i… nadal ogląda mi się go dobrze. Nie wiem dlaczego, ale pomimo wszystkich jego wad potrafię się na nie wyłączyć i nie wkurzać, jak ogół fanów. Choć nawet przy ignorowaniu bzdur są pewne rzeczy, które mi nie pasują (jak np. nieudane poświęcenie Finna). W przypadku Solo nie potrafię już zdobyć się na taką postawę i jest to pierwszy, nowy film z tego uniwersum, na który nie poszedłem do kina.

Solo opowiada historię Hana z okresu, w którym nikt o nim nie słyszał, a on sam próbował wyrwać się ze slumsów Corelii i zostać najlepszym pilotem w Galaktyce daleko stąd. Niestety, jest to historia, która chyba nikogo nie obchodzi, a już z pewnością nie mnie.

Z całego filmu lubię dosłownie 3 rzeczy. Lando Calrisiana w wykonaniu Donalda Glovera, 1,5 sceny akcji (ze wskazaniem na momenty, w których nikt się nie odzywa) oraz końcową scenę nawiązującą do oryginalnej wersji rozmowy Hana i Greedo. Pierwszego i trzeciego nie muszę tłumaczyć. Co do drugiej kwestii, chodzi o pół napadu na pociąg (nie z forsą, ale to Woody’emu Harrelsonowi nie przeszkadza) i Kessel Run. Obie ładnie nakręcone, z dobrymi efektami specjalnymi i minimum dialogów (dla porównania drugie pół napadu na pociąg nie podoba mi się właśnie dlatego, że postacie się rozgadują).

Cała reszta nie podoba mi się. Wzięto się za okres życia Hana, który nijak mnie nie interesuje i nie potrafiono przedstawić go tak, aby zainteresował. Nawet takie osiągnięcie jak Kessel Run wydaje się ekscytować tylko Solo, po reszcie spływa to jak woda po kaczce, więc widza obchodzi jeszcze mniej. Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy jest brak jakiejkolwiek charyzmy niemal u wszystkich (tylko Donaldowi udaje się wywalczyć sympatię oglądającego). Przyznam, że to nie lada wyczyn, zwłaszcza po wzięciu pod uwagę obecność aktorów typu wspomniany Woody Harrelson, czy Paul Bettany. Najbardziej boli mnie obsadzenie Aldena Ehrenreicha, z którego taki Han Solo, jak z koziej dupy trąba. Widziałem go dosłownie w jednym innym filmie i nie zapadł mi w pamięć. Może i jest dobrym aktorem, ale Hanem beznadziejnym. Nie potrafił przekonać mnie, że Solo przechodzi przemianę od głupkowatego śmieszka-cwaniaka do twardego przemytnika. Dla mnie lepszym kandydatem do roli był Anthony Ingruber, ale kto wie, jak poradziłby sobie z tak słabo napisaną postacią. Pozostali to tak papierowi statyści, że jak tylko pojawią się na ekranie, można powiedzieć, co się z nimi stanie.

Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to w przewidzeniu tego ostatniego pomagają durne dialogi. Nagrodę najgłupszego zgarnia ten, w którym wychodzi pochodzenie nazwiska Hana. Żeby było śmieszniej, nasz łajdak przez cały seans dwoi i się i troi, by pokazać, jak bardzo ma nad wszystkim kontrolę, niezależnie od tego, jak szalony wydaje się dany pomysł, a tu trafia się tak losowy kwiatek, że pozostaje tylko przyładować głową w ścianę.

Naturalnie, skoro jesteśmy w stanie przewidzieć, co odwali dany bohater, po złożeniu wszystkiego do kupy i zaprezentowaniu wszystkich uczestników dramatu, wiemy, jak przebiegnie fabuła. Najdalej w połowie będziecie żałować, że zaczęliście oglądać. Zastanawiający jest też upór twórców przy wciskaniu kolejnych dupereli, które są jeszcze mniej interesujące, niż wątek główny. Motyw z robocicą walczącą o równouprawnienie droidów jest kompletnie od czapy. Han wiecznie pamiętający o wieszaniu kostek w pojeździe zachowuje się, jakby to były urny z prochami jego rodziców. Widzowi pozostaje tylko kręcić głową i pytać: Po co?

Nawet na najsłabszych odcinkach Clone Wars i Star Wars: Rebels nie wynudziłem się tak, jak na Solo. The Last Jedi jest dowodem na to, że jestem w stanie wybaczyć wiele nawet najgłupszym i najgorszym filmom. Solo nawet tego nie udało się osiągnąć. Moja ocena: 2.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz