Jeśli przyjrzeć się Punisherowi, jakiego mieliśmy w drugim sezonie Daredevila, a następnie w swoim solowym, da się zauważyć spadek ilości scen z zabijaniem przestępców. Chciałbym móc powiedzieć, że ten trend się nie utrzyma, ale nie mogę.
Z jednej strony mamy kontynuację wątku z Billym Russo, w którym powraca większość bohaterów drugoplanowych z poprzedniego sezonu. Z drugiej strony mamy nowego antagonistę, na którego celownik Frank dostaje się zupełnie przypadkowo. Dowcip polega na tym, że za tym antagonistą stoi spisek o skali porównywalnej do sezonu pierwszego. Różnica jest taka, że tym razem ta połowa fabularna nie jest związana w żaden sposób z przeszłością Castle’a, więc i widza zupełnie nie obchodzi. Mało tego, jeśli nie liczyć dosłownie kilku scen w całym sezonie, ta warstwa wlecze się niemiłosiernie i wydaje się być strasznie wymuszona. Nie żeby motyw z Russo był lepszej jakości. Jego wątek jest chaotyczny, rozwleczony przez wyrzuty sumienia kilku osób i niby można go sobie tłumaczyć stanem Billy’ego, ale równie dobrze można byłoby go skrócić. Oba wątki są często i gęsto przegadane, a także wypełnione głupimi decyzjami bohaterów. Gdyby je zmienić lub uniknąć, historia ponownie uległaby skróceniu.
Czy jest cokolwiek, dla czego warto obejrzeć ten sezon? Kilka rzeczy. Po pierwsze – aktorstwo. Aktorzy spisują się na medal i nawet dla samego Bernthala można pokusić się o seans. Po drugie – sceny akcji. Idealnie podsumował to Billy w pierwszym sezonie: „God damn, Frankie. I love to watch you work.” Nie inaczej jest tutaj. Gdy Castle bierze się za swoje, jest na co patrzeć. Szkoda tylko, że takich scen jest mało, a ta zamykająca serial niepotrzebnie robi smak na coś, czego pewnie już nie zobaczymy (obym się mylił). Po trzecie – muzyka. Ścieżka dźwiękowa Punishera była dobra od pierwszych zwiastunów pierwszego sezonu, a w drugim tylko podbito stawkę, sięgając choćby po klimaty typu piosenki w wykonaniu The White Buffalo, zespołu znanego ze rewelacyjnej oprawy muzycznej serialu Sons of Anarchy.
Pomiędzy słabymi i rozwleczonymi, a dobrymi elementami sezonu wciśnięto całą masę przeciętności i nijakości. Przez co Season 2 ogląda się jak zapchajdziurę między innymi serialami. Miałem nadzieję, że tym razem będzie więcej Punishera w Punisherze, ale wątków pobocznych i rozterek postaci drugoplanowych jest tyle, że czasami zahacza to o rozwadnianie serii znane z produkcji stacji CW (Arrowverse). Można obejrzeć, ale polecić się nie da. Moja ocena: 3.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz