Młodociani uciekinierzy ukrywają się przed swoimi rodzicami i jednocześnie próbują pokrzyżować ich plany.
Po przeciętnym pierwszym sezonie nie nastawiałem się w żaden konkretny sposób na ten. I muszę przyznać, że wyszło mi to na zdrowie. Pierwsze siedem odcinków stara się w strasznie wydłużony i pokrętny sposób zamknąć wątek antagonisty z pierwszego sezonu. Potem opowieść zdecydowanie zrywa z komiksowym pierwowzorem i leci po swojemu. Tutaj autentycznie odczułem zainteresowanie, bo coś się działo. Zainteresowanie potrwało może ze dwa odcinki i znowu spadło do zera. Przyczyna prozaiczna, wszystko zmierzało do punktu wyjścia, w jakim seria znajdowała się na początku sezonu numer dwa. Rezultat porównałbym do Black Lightning, gdyby oba sezony BL upchnąć w półtora, a następnie ostatnią 1/3 powtórzyć jeszcze raz.
Pomijając rozczarowanie konstrukcją fabuły, mam jeszcze inne problemy z tym sezonem i rzekomą przynależnością serii do MCU. Tym razem pada jedna wzmianka (w 9. odcinku) dotycząca Wakandy, więc o czymś to niby świadczy, ale jest motyw, który można było dogadać między serialami. Otóż w pierwszym tomie komiksu (zbiorczego wydania) gościnny występ zaliczają Cloak i Dagger – wynajęci przez rodziców dzieciaków. Dochodzi nawet do konfrontacji uciekinierów z tą dwójką, która dość szybko zostaje rozwiązana. W serialu nie uświadczycie obecności tych bohaterów w żadnej postaci. Widać C&D byli zajęci w tym samym czasie w swoim serialu (drugi sezon wciąż przede mną).
Kolejną rzeczą, która nie przypadła mi do gustu, jest wycięcie istotnego wątku z komiksu. Otóż w pierwszym tomie przewija się motyw zdrajcy. Jak łatwy do rozszyfrowania by nie był – jest tam i stanowi istotną oraz interesującą część opowieści. Tutaj nie dość, że zmieniono tożsamość tegoż, to rozwodniono go na tyle, że ciężko mówić o zdradzie (nawet jeśli pozostałe dzieciaki starają się tak to odegrać). I jeszcze wkręcono go w zakończenie, które w ogóle nie przypadło mi do gustu.
Nie wiem, jak powinienem zarekomendować ten sezon. Do poziomu Inhumans na szczęście mu daleko, ale patrząc na skalę, to tyle samo brakuje mu do Daredevila. Niby intryga jakaś jest i to całkiem znośna, jeśli nie zna się komiksu, albo zwyczajnie olewa pierwowzór. Od biedy może lecieć w tle, gdy chcemy urozmaicić sobie obieranie ziemniaków lub wypełnianie PITa (pod warunkiem, że wypełniacie je dla całej najbliższej rodziny). Inaczej nie warto sobie zawracać głowy, gdyż nawet w dolnych warstwach stanów średnich znajdą się lepsze, niekoniecznie trykociarskie produkcje. Moja ocena: 3-.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz