niedziela, 12 lipca 2020

Batwoman – Season 1

Jedyną pełnometrażową produkcją z udziałem Batwoman, jaką widziałem przed serialem, był film animowany: Batman: Mystery of the Batwoman. Oprócz tego wiedziałem, że w komiksach taka postać jest, ale nie śledziłem jej losów. Natomiast jedyną tajemnicą, jaką znajdziecie tutaj, jest to, dla kogo zrobiono ten serial.

Ze zwiastuna wynika na przykład, że bycie kobietą i do tego lesbijką to jedyna przewaga, jakiej potrzebujesz, by walczyć z przestępczością. Poza tym kobieta nigdy nie pozwoli, by jej zasługi przypisywano mężczyźnie. Nawet jeśli odniesie sukces za pomocą sprzętu zaprojektowanego i wykorzystywanego wcześniej przez mężczyzn, który sobie przywłaszczyła, bo jej wolno, bo jest kobietą. I jeśli myślicie, że cokolwiek z tego zmyślam, naprawdę powinniście obejrzeć wspomniany zwiastun. Pomimo bólu, jaki wywołało zgrzytanie zębami spowodowane ilością dyrdymałów w trailerze, postanowiłem dać szansę. Może to tylko jakiś matoł dorwał się do materiałów promocyjnych. Nie byłby to pierwszy raz, gdy jakieś widowisko zostaje zarżnięte przez niedopasowaną promocję. Niestety, w przypadku Batwoman otrzymujemy dokładnie to, co zapowiedziano.

Pomijając na moment podsycanie nastrojów typu: wszyscy faceci są be, chyba że nam pomagają, a wszystkie (albo większość) babki w Gotham City to lesbijki, serial jest zwyczajnie słaby z wielu innych, bardziej istotnych powodów.

Zacznijmy od pierwszego odcinka zawierającego wątek tajemnicy rodzinnej. Spoko, tylko że w drugim odcinku dałoby się go już rozwiązać, więc główna bohaterka nie daje dowodu do analizy, żeby wątek sztucznie trwał. Podobnie wyglądało zdobycie tego dowodu – nikt nie kwestionuje, skąd Kate go ma (zdobyła go jako Batwoman), przez co jej tożsamość można byłoby odgadnąć w dwa odcinki, ale wątek musi trwać. Przeskoczmy kawałek dalej. Podczas eventu Crisis on Infinite Earths wiele wątków i sytuacji zostało zresetowanych we wszystkich seriach. Alice zapomniała o tożsamości Batwoman, a co robi Kate? Pierwsza okazja i znowu zdejmuje maskę… Teraz wyobraźcie sobie podobne bzdury piętrzące się przez wszystkie pozostałe odcinki (w sumie 19). W tym akapicie mowa wyłącznie o fabule, a przecież dochodzą jeszcze założenia/tło, sceny akcji, czy choćby prosta fizyka.

Wizualnie Gotham City jest w porządku, ale jak działa – nie wiadomo. Kto i dlaczego dał możliwość działania organizacji The Crows, która najwyraźniej ma policję w poważaniu? Mogą wręcz urządzać polowania na swoje cele, zabijać je przy świadkach i nikt im nic nie zrobi. Nikomu nie podlegają, ale jak tylko jakaś agencja rządowa pojawi się w związku z ich działalnością, szef strzela focha i dalej pozostają bezkarni.

W kwestii akcji – bieda. Czwarty odcinek dobitnie pokazuje, jak słabe sceny akcji nakręcono. Najsłabsze w całym Arrowverse. Nie wiem, czy kostium był za ciężki, czy wszyscy spece od walk poszli pracować przy czymkolwiek innym, byle nie przy Batwoman, ale nawet naciągana Mia Queen nie zrobiła tak złego wrażenia, jak Batwoman.

Na deser mamy szmacenie wątków związanych bezpośrednio z Batmanem. Insynuacje, że zniknął, bo zabił Jokera (17. odcinek). Hush został tu antagonistą Kate i niemal takim samym półmózgiem jak Bane z Batman and Robin. Bez jaj, jeśli chcecie zobaczyć, na co naprawdę stać tę postać, koniecznie przeczytajcie Batman: Hush.

Żeby oddać sprawiedliwość, w trakcie tych 19 odcinków da się dostrzec parę niegłupich pomysłów. Jest taka rozmowa, w której Luke Fox tłumaczy, dlaczego Batman był samotny – są to argumenty w punkt. W innym Kate ma wyrzuty sumienia z powodu zabicia kogoś, ale ten motyw zostaje od razu zarżnięty przez brak konsekwencji i natychmiastowe przejście do porządków dziennych bodajże w kolejnym odcinku. Aktorka grająca Alice wypada najlepiej, ale nie jestem w stanie określić, czy to nie dlatego, że pozostali są do chrzanu. Ba, jest to jedyna postać, która ma wyraźnie nakreślony charakter oraz cel i konsekwentnie się go trzyma. Jej relacja z przybranym bratem to jedyna nić fabularna mająca względnie logiczny początek, rozwinięcie i zakończenie.

Całość sprawia wrażenie, jakby za każdym razem ktoś wpadał na dobry pomysł, ktoś inny tłumaczył, że nie ma na to czasu, trzeba po raz n-ty podkreślić, że Batwoman to kobieta silna i lesbijka, po co komu fabuła? Seans każdego odcinka męczy, a gdyby zrobić z serialu drinking game polegającą na walnięciu lufki przy każdym idiotyzmie, widz zszedłby z tego świata z zatruciem alkoholowym prawdopodobnie po góra dwóch odcinkach. Nie szukam sensu egzystencji w serialach o trykociarzach, toleruję także te głupie. Jeśli jednak coś jest tak głupie, że nawet mnie głowa boli, a przy tym wciska mi, że jestem uprzywilejowanym bucem tylko przez wzgląd na płeć (tak jest, już nawet kolor skóry nie ma tu znaczenia, bo młodemu Foxowi też się dostaje od scenarzystów – uczennica ze szkoły średniej z powodzeniem go zastępuje w jednym z odcinków), to ja podziękuję. Moja ocena: 1-. O jakości serialu niech świadczy też to, że nawet Ruby Rose/Batwoman spierdzieliła z produkcji po tym sezonie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz