Jedyną pełnometrażową produkcją z udziałem Batwoman, jaką widziałem przed
serialem, był film animowany:
Batman: Mystery of the Batwoman. Oprócz tego wiedziałem, że w komiksach taka postać jest, ale nie śledziłem
jej losów. Natomiast jedyną tajemnicą, jaką znajdziecie tutaj, jest to, dla kogo
zrobiono ten serial.
Ze zwiastuna wynika na przykład, że bycie
kobietą i do tego lesbijką to jedyna przewaga, jakiej potrzebujesz, by walczyć z
przestępczością. Poza tym kobieta nigdy nie pozwoli, by jej zasługi przypisywano
mężczyźnie. Nawet jeśli odniesie sukces za pomocą sprzętu zaprojektowanego i
wykorzystywanego wcześniej przez mężczyzn, który sobie przywłaszczyła, bo jej
wolno, bo jest kobietą. I jeśli myślicie, że cokolwiek z tego zmyślam, naprawdę
powinniście obejrzeć wspomniany zwiastun. Pomimo bólu, jaki wywołało zgrzytanie
zębami spowodowane ilością dyrdymałów w trailerze, postanowiłem dać szansę. Może
to tylko jakiś matoł dorwał się do materiałów promocyjnych. Nie byłby to
pierwszy raz, gdy jakieś widowisko zostaje zarżnięte przez niedopasowaną
promocję. Niestety, w przypadku Batwoman otrzymujemy dokładnie to, co
zapowiedziano.
Pomijając na moment podsycanie nastrojów typu: wszyscy
faceci są be, chyba że nam pomagają, a wszystkie (albo większość) babki w Gotham
City to lesbijki, serial jest zwyczajnie słaby z wielu innych, bardziej
istotnych powodów.
Zacznijmy od pierwszego odcinka zawierającego
wątek tajemnicy rodzinnej. Spoko, tylko że w drugim odcinku dałoby się go już
rozwiązać, więc główna bohaterka nie daje dowodu do analizy, żeby wątek
sztucznie trwał. Podobnie wyglądało zdobycie tego dowodu – nikt nie kwestionuje,
skąd Kate go ma (zdobyła go jako Batwoman), przez co jej tożsamość można byłoby
odgadnąć w dwa odcinki, ale wątek musi trwać. Przeskoczmy kawałek dalej. Podczas
eventu Crisis on Infinite Earths wiele wątków i sytuacji zostało zresetowanych
we wszystkich seriach. Alice zapomniała o tożsamości Batwoman, a co robi Kate?
Pierwsza okazja i znowu zdejmuje maskę… Teraz wyobraźcie sobie podobne bzdury
piętrzące się przez wszystkie pozostałe odcinki (w sumie 19). W tym akapicie
mowa wyłącznie o fabule, a przecież dochodzą jeszcze założenia/tło, sceny akcji,
czy choćby prosta fizyka.
Wizualnie Gotham City jest w porządku, ale
jak działa – nie wiadomo. Kto i dlaczego dał możliwość działania organizacji The
Crows, która najwyraźniej ma policję w poważaniu? Mogą wręcz urządzać polowania
na swoje cele, zabijać je przy świadkach i nikt im nic nie zrobi. Nikomu nie
podlegają, ale jak tylko jakaś agencja rządowa pojawi się w związku z ich
działalnością, szef strzela focha i dalej pozostają bezkarni.
W
kwestii akcji – bieda. Czwarty odcinek dobitnie pokazuje, jak słabe sceny akcji
nakręcono. Najsłabsze w całym Arrowverse. Nie wiem, czy kostium był za ciężki,
czy wszyscy spece od walk poszli pracować przy czymkolwiek innym, byle nie przy
Batwoman, ale nawet naciągana Mia Queen nie zrobiła tak złego wrażenia, jak
Batwoman.
Na deser mamy szmacenie wątków związanych bezpośrednio z
Batmanem. Insynuacje, że zniknął, bo zabił Jokera (17. odcinek). Hush został tu
antagonistą Kate i niemal takim samym półmózgiem jak Bane z Batman and Robin.
Bez jaj, jeśli chcecie zobaczyć, na co naprawdę stać tę postać, koniecznie
przeczytajcie Batman: Hush.
Żeby oddać sprawiedliwość, w trakcie tych
19 odcinków da się dostrzec parę niegłupich pomysłów. Jest taka rozmowa, w
której Luke Fox tłumaczy, dlaczego Batman był samotny – są to argumenty w punkt.
W innym Kate ma wyrzuty sumienia z powodu zabicia kogoś, ale ten motyw zostaje
od razu zarżnięty przez brak konsekwencji i natychmiastowe przejście do
porządków dziennych bodajże w kolejnym odcinku. Aktorka grająca Alice wypada
najlepiej, ale nie jestem w stanie określić, czy to nie dlatego, że pozostali są
do chrzanu. Ba, jest to jedyna postać, która ma wyraźnie nakreślony charakter
oraz cel i konsekwentnie się go trzyma. Jej relacja z przybranym bratem to
jedyna nić fabularna mająca względnie logiczny początek, rozwinięcie i
zakończenie.
Całość sprawia wrażenie, jakby za każdym razem ktoś
wpadał na dobry pomysł, ktoś inny tłumaczył, że nie ma na to czasu, trzeba po
raz n-ty podkreślić, że Batwoman to kobieta silna i lesbijka, po co komu fabuła?
Seans każdego odcinka męczy, a gdyby zrobić z serialu drinking game polegającą
na walnięciu lufki przy każdym idiotyzmie, widz zszedłby z tego świata z
zatruciem alkoholowym prawdopodobnie po góra dwóch odcinkach. Nie szukam sensu
egzystencji w serialach o trykociarzach, toleruję także te głupie. Jeśli jednak
coś jest tak głupie, że nawet mnie głowa boli, a przy tym wciska mi, że jestem
uprzywilejowanym bucem tylko przez wzgląd na płeć (tak jest, już nawet kolor
skóry nie ma tu znaczenia, bo młodemu Foxowi też się dostaje od scenarzystów –
uczennica ze szkoły średniej z powodzeniem go zastępuje w jednym z odcinków), to
ja podziękuję. Moja ocena: 1-. O jakości serialu niech świadczy też to, że nawet
Ruby Rose/Batwoman spierdzieliła z produkcji po tym sezonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz