niedziela, 11 października 2020

Hellraiser: Judgement

Obecni właściciele praw do tej marki nadal są zobowiązani wypuszczać jeden film z serii co jakiś czas, aby te prawa utrzymać. Pal licho poziom samej części, ma być na rynku i już. W ten oto sposób otrzymaliśmy kwiatki pokroju Revelations. Nawet będąc świadomym tej klauzuli prawnej nie spodziewałem się, że po tak żenującym tytule jak wspomniane Revelations studio wypuści kolejnego Wysłannika piekieł.

Najbardziej zaskakującą rzeczą odnośnie Judgement jest to, że zawiera wiele niezłych lub dobrych elementów. Nowy aktor grający Pinheada jest lepszy od poprzedniego (choć do Douga Bradleya jeszcze mu brakuje). Osądzanie i proces „przyjmowania” ofiar do piekła jest odpowiednio obrzydliwy i pomysłowy. Warto też odnotować fakt pozbierania do kupy drobiazgów z poprzedników. Mamy śledztwo, trzech detektywów i psychola, którego „dzieła” przypominają wypadkową Piły i Siedem. Wizje jednego z detektywów przywodzą na myśl Hellraisera: Inferno. Wątek z  ucieczką z piekła to wypisz, wymaluj Hellraiser 1 i 2.

Niestety, niezależnie od tego, jak zachęcająco brzmi powyższa kombinacja, jest to bardzo powolne i nudne 81 minut. Przebieg fabuły jest przewidywalny, a początkowa scena z udziałem agentów piekła jest jednocześnie potrzebna i zbędna. Potrzebna – bo to jedyny raz, gdy zobaczycie, jak działa proces przesłuchania (później się powtarza, ale z powodu spaskudzenia zostaje przerwany). Zbędna – bo właśnie 1/3 tej sceny jest powtórzona z inną postacią. Największym kłamstwem jest reklamowanie filmu nazwiskiem Heather Langenkamp (A Nightmare on Elm Street), która przewija się w roli tak małej, że musiałem przewijać film kilka razy, żeby ją zauważyć (a i to nie obyło się bez posiłkowania informacjami z IMDB). Do tego zakończenie wydaje mi się kompletnie nie pasować do reszty filmu. I nie mam na myśli zamknięcia wątków fabularnych, tylko dosłownie ostatnią akcję, w wyniku której Pinhead zostaje zdegradowany z okładkowego badassa serii do zwykłego krzykacza.

Film zaczyna się ciekawie (wspomniane pierwsze przyjęcie ofiary do piekła), a potem jest tylko gorzej, nawet z uwzględnieniem przebłysków tu i tam. Można spróbować zaliczyć seans, w zależności od odporności na nudę. Moja ocena 2+.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz