niedziela, 18 października 2020

Paper Girls 5

Dziewczyny tkwią w dalekiej przyszłości. W pewnym momencie rozdzielają się. KJ i Mac szukają sposobu na zmianę losu tej drugiej, pozostałe dziewczyny kombinują nad powrotem do domu.

Zeszyt, przy którym myślałem, że sprzedam całość, zanim wyjdzie finał. Z pozytywnych rzeczy wymienię powiązanie z innym, mniej lubianym przeze mnie tomem – numer trzy (tak, ten z felernym wpisem). Przez co istnienie trójki jest bardziej uzasadnione. Kolejnym fajnym patentem jest wspomniany wątek Mac. Nie wiem, jak się skończy, ale to co zrobiono, wyszło w porządku. Ogólny klimat, futurystyczna wizja i wspominki z poprzednich zeszytów też wyszły dobrze.

I tu dochodzimy do największego problemu. Nie wiem, na ile zwróciliście uwagę (bo jednak te kilka zdań może na to nie wskazywać), ale wspominam poprzednie to, poprzednie tamto. Tak, dobrze, że „the road so far” została usprawiedliwiona i jakiś jeden wątek poprowadzono dalej. Tyle że wątek jest poboczny, a reszta sprawia wrażenie dreptania w miejscu. Na domiar złego finał niby pcha akcję do przodu, tylko zapowiada cholernie wielki objazd.

Nie wiem, może to kwestia moich oczekiwań – spodziewałem się czegoś innego. To, co dostałem, irytowało mnie co kilka stron. Natomiast pocieszało mnie jedno pytanie dotyczące tego, jak działa kolejność wydarzeń w pętlach czasowych. Co było pierwsze i czy trwającą pętlę można zmienić. Z tymże podobnie jak z wątkiem głównym – pytanie pozostawiono bez odpowiedzi.

Tyle, jeśli chodzi o odświeżanie serii. Tom 6 w momencie pisania tekstu jest wciąż dla mnie nowością. Oby wyszło lepiej, bo tutaj rozczarowałem się tak, że więcej niż 3+ nie mogę dać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz